Właśnie dzisiaj, w ten piękny sobotni wieczór sosnowiecki zespół Eier. Czym mnie zaskoczył, a czy mnie rozczarował? No cóż...
Uwielbiam folk metal, jestem w nim wręcz zakochana i potrafię go słuchać na okrągło, a więc byłam mile zaskoczona tą płytą, ale tylko na początku.
No i mamy typowy rockowy głos wokalistki z charakterystyczną chrypką, który mi pasuje bardziej właśnie do folk metalu, który jest słyszalny na całej płycie zarówno w tekstach jak i melodii. Pierwsze wrażenie "wow!", a później już było tylko gorzej. No niestety, na pochwałę zasługują tylko Panowie, których gdzieś słychać w tle, bo wiedzą co robić z instrumentami. Wielki szacunek za Jelonka, nadał charakter jednej z piosenek.
Ale, żeby nie było tak ponuro, moim absolutnym faworytem jest kawałek "Dość", który zdecydowanie odstaje od reszty i mogłabym go przesłuchać jeszcze trzy razy.
Plusem tekstów jest to, że większość opowiada jakąś historię i zalatuje mi tutaj średniowieczem, jeśli chodzi o tematykę, co dla mnie jest dość przyjemne. I w sumie to by było na tyle z tych pozytywnych rzeczy. Nie ukrywam, że ta płyta mnie zmęczyła. Już po czwartej piosence miałam dość i nie uniknęłam wrażenia, że wszystko jest zrobione na jedno kopyto. Rozumiem, że każdy zespół ma swój styl, ale ile można? Trzeba znać umiar..
Jeszcze przyczepię się do okładki, trochę jest mroczna, pasuje do klimatycznego metalu, ale tylko do niego, bo absolutnie nie wiąże mi się z zawartością. Bardziej na okładce widzę jakieś smoki, ognisko, króla na koniu, który ma błoto po kolana. Wiecie, dostałam już setki płyt, ale akurat ten projekt graficzny bardzo przypomina mi Resztę Pokolenia i ich krążek.
Niemniej jednak z czystym sumieniem daję ocenę 5/10 i liczę na różnorodność przy następnych krążkach.
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)