Po ponad pół roku prowadzenia bloga zorientowałam się, że niczego nie napisałam o muzyce. Rozpisywałam się szczegółowo na temat danej piosenki jednak na początek powinnam napisać coś bardziej uogólnionego. Doszłam do wniosku, że pięćdziesiąty post idealnie się do tego nadaje.
Zacznijmy od początku. Muzyka tak na prawdę towarzyszyła nam od zawsze. W pierwszych latach zapoznawania się z tą sztuką były to przypadkowe dźwięki wydawanie przez najróżniejsze przedmioty niekoniecznie do tego przystosowane. Jednym słowem prymitywizm w czystej postaci jak to zawsze bywa na starcie. Nie będę rozpisywać za dużo na temat historii, ponieważ jakoś nie pociąga mnie ten przedmiot a poza tym po co mam przepisywać Wikipedię? :) Bardziej kręci mnie muzyka współczesna niż wybijanie rytmu na muszlach czy kościach.
Więc mamy XX wiek i zaczyna się coś ciekawego dziać. Piosenki mają sensowny tekst, zaczynają być popularne koncerty a kobiety zaczynają piszczeć na widok boysband'ów. Cudowne czasy, w których klimat się nie zmienia przez około 40 lat, wszystko jest robione na jedną melodię. Dopiero w latach 70 artyści "psują" uregulowaną sztukę i zaczyna się kształtować wyraźny podział na gatunki. Czy było to potrzebne? Myślę, że można byłoby się obejść bez tego. Późniejsze lata to była istna samowolka, można było przebierać w niezliczonych ilościach grup, piosenkarzy i piosenkarek. Nareszcie nadeszła moja era czyli XXI wiek, o którym mogę znacznie więcej powiedzieć. Dlaczego wszyscy słuchają tego co jest modne? Chcą należeć do jakiejś grupy i być fajni. Interesujące, dzisiaj modny jest ten "dziwny" pop puszczany przez środki masowego przekazu. A jeśli jutro będzie na czasie disco polo to nagle wszyscy staną się wielkimi fanami Zenka Martyniuka i Tomka Niecika? Kilka miesięcy temu popularny był KaeN i wszyscy się tak strasznie nim podniecali. Wyszły inne piosenki i pseudo fani zostawili artystę. Takie zachowanie nazywa się owczym pędem i cieszę się, że to zrozumiałam i nie jestem taka jak wszyscy, bo warto być wyjątkowym. Cytując moich rodziców "jeśli wszyscy pójdą się topić, Ty też pójdziesz?". Myślę, że jest to właściwe podsumowanie całego wątku.
Jeśli to czytacie i dotarliście do tego momentu i jeszcze wam się to nie znudziło to jestem pod ogromnym wrażeniem Waszej wytrwałości.
No dobrze, temat podążania za modą mamy załatwiony. Gdzie jest sens na dzielenie ludzi pod względem muzyki? Zaraz wyobrażam sobie osobę, która nie może się przyjaźnić z jakąś grupką, bo lubi np. metal a nie jazz. Nie rozumiem tego. W mojej poprzedniej szkole spotkałam się z negatywnymi opiniami na temat słuchanej przeze mnie muzyki. Głównie były to zdania tzw. hip-hop'owców. Tak, słucham Michael'a Jackson'a i jestem z tego powodu ogromnie dumna. Nie obchodzi mnie to, że mało osób w moim wieku się nim interesuje. Oczywiście nie uważam, że on jest najlepszy i wszyscy inny artyści są słabi. Każdy jest wyjątkowy na swój sposób i ma swoich odbiorców. I tak powinno być ale z tworzeniem pewnych grupek to już jest spora przesada. Co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? Że aby stać się popularnym ludzie się zmieniają, wciskają sobie na siłę coś, co im się zupełnie nie podoba. Ale stawka jest najwyższa, przecież będę rozmawiać z "najfajniejszą" osobą. Co za poświęcenie. Proponuję takim ludziom się zastanowić i trochę ogarnąć, bo to nie jest dobre.
Ktoś przeczytał to wszystko do końca? Jeśli tak to gratuluję Wam. :) Jestem z Was dumna :*
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)