Już od dawna chciałam napisać o czymś nowym na polskiej scenie jednak wszechobecna monotonia mi na to nie pozwalała. Ale kilka lat temu pojawili się oni, grupa dziennikarzy z zamiłowaniem do muzyki. Poparzeni Kawą Trzy czyli coś ambitniejszego dla koneserów pop rock'u i ska.
Teksty nie są banalne, każdy opowiada o czymś innym, temat stara się nie powtarzać a co najważniejsze każdy kawałek zahacza o problemy i obserwacje życia. Nie znam drugiego takiego polskiego zespołu, który tak bezbłędnie trafia do przeciętnego słuchacza.
Jak to robią? No cóż, każdy zespół ma inne podejście do tego co robi. Przeważnie kierują się sercem a prawdziwe grupy tak ja ta powyższa w ogóle nie biorą pod uwagę upodobań publiczności i to jest piękne.
Żaden utwór nie jest tworzony typowo komercyjnie, bawią się swoją pasją i za to ich lubimy.
Zadebiutowali kawałkiem "5 minut", który w oryginale nie odniósł wielkiego sukcesu zaś na imprezach królował jej udany remix a wielka szkoda, bo będąc otwarta na każdy rodzaj muzyki o wiele bardziej podoba mi się wersja lekko rockowa z cudownym wokalem Romana Osicy, który potrafi zaskoczyć w kolejnych produkcjach.
Po tytule można się spodziewać trzech piosenek, skoro jedna już za nami należy przejść do kolejnej, która "męczyła" nas non stop. "Byłaś dla mnie wszystkim" - tekst, w którym jest pełno porównań i bardzo łatwo się w nim pomylić oraz czarno biały teledysk dopełniający całość i symbolizujący tematykę utworu. Linia melodyczna wprawia w dobry humor do momentu gdy nie wie się o czym jest tak naprawdę. Śmierć nigdy nie jest udanym materiałem jednak jak widać są wyjątki. Z tak tragicznego wydarzenia można stworzyć hit nie obrażając niczyich uczuć.
Jesteśmy już przy ostatnim kawałku wydanym niewiele ponad miesiąc temu, który już zyskał prawie milion wyświetleń na YouTube. "Okrutna, zła i podła" czyli głos zdradzanych, pełnych kompleksów mężczyzn. W teledysku przedstawiona jest historia niczym z horroru w dodatku pierwszy klip w Polsce nakręcony w technologii 360 stopni, która pozwala widzowi uczestniczyć w filmikach.
To co jest smutne, to fakt, że mało osób w moim wieku zna ten genialny zespół.
Dla niektórych połączenie niemieckiego zespołu z disco polo jest niemożliwe ale mają wiele wspólnego. Już raz pisałam o grupie Scooter i ich największym przeboju lecz na początku warto się skupić na "How much is the fish". Piosenka została wręcz wykrzyczana jak to w zwyczaju ma owy zespół a to co mnie najbardziej martwi to fakt, że singiel ma tyle lat co ja. Kolejny reprezentant rocznika 98, który według mnie jest tragiczny jeśli chodzi o muzykę. Jednak ta wersja jest dopiero na trzecim miejscu w reakcji łańcuchowej. Pierwowzorem był "Son ar Chistr" Alana Stirella z 1970 roku, który już sześć lat później użył w swoim hicie zespół Bots w swoim "Zeven dagen lang" i właśnie w tym momencie powinien być nasz dzisiejszy bohater. Ale to nie koniec, ponieważ wersją z 1998 roku zainspirowała się kapela Stump i wydała "Buffalo" zaledwie rok temu.
Mało kto zna bądź pamięta turecką piosenkarkę Sezen Aksu i jej "Hadi Bakalim" z 1991 roku. Ciężko poznać utwór po tytule w szczególności, że jest on z Azji Mniejszej jednak jestem pewna, że melodię kojarzy dosłownie każdy. Dodatkowo drugą oficjalną wersję nagrał polski zespół East Clubbers, który królował w 2006 na dyskotekach z "Sextasy". Jak to na Scootera przystało, kopiując dwa kawałki stworzył swój wraz z amerykańskim raperem, który użyczył swoich ust w kontrowersyjnym teledysku "Bigroom Biltz" z 2014 roku.
A na koniec wisienka na torcie, czyli utwór, o którym już pisałam na blogu czyli "Weekend". Ale w całości nie można im przypisać, bo refren najbardziej zapadający w pamięć pochodzi z 1979 roku od grupy Earth on Fire i piosenki o tym samym tytule. I właśnie teraz możemy przejść do disco polo, bo właśnie inspiracją dla "Przypomnij mi" grupy Boys był właśnie cover H.P.Baxxter'a.
Skoro jesteśmy już przy tym jakże interesującym gatunku, któremu poświęcam dział z wywiadami (kolejny już 4 października) jak się domyślacie oni również nie są oryginalni. Na przykład taką Bastę i jej "Hej czy Ty wiesz", która posiada niesamowicie zachęcający tytuł. Jest to dosłownie odbicie ATC "My Heart Beats Like Drum" z 2001 roku. Już nie muszę mówić o takim zespole jak Weekend i wokaliście Tomku Nieciku.
Na jąkanie się są różne sposoby od zmienienia otoczenia aż do tematu dzisiejszego postu.
W filmie "Jak zostać królem", który zdobył cztery Oscary, mający ten sam problem co Pan na zdjęciu wyżej, Jerzy VI nie może przemawiać do ludu i odkrywa genialne rozwiązanie a mianowicie śpiew.
John Paul Larkin, który zmarł już dobre kilka lat temu na raka płuc zostawił nam świetną piosnkę. Ski-Ba-Bop-Ba-Dop-Bop wydana 31. listopada 1994 roku za kilka miesięcy będzie obchodzić swoje 21. urodziny pomimo to bardzo często możemy ją usłyszeć w dobrych stacjach radiowych.
Scatman John od najmłodszych lat miał problemy z płynnym mówieniem z powodu jąkania się. W jednym z wywiadów sam o sobie mówił "chowałem się za pianinem, bo bałem się mówić". Większość reporterów gdy miała chociaż przez chwilę z nim porozmawiać dostawała białej gorączki, bo nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest to wielki kłopot.
Właśnie dlatego został stworzony utwór "Scatman", który ma być zachętą do pracy i wsparciem dla wszystkich jąkających się m.in. dla samego Johna Larkina co słychać w tekście :
"Każdy się jąka w jeden lub inny sposób
Więc sprawdź co mam Ci do powiedzenia
Prawdę mówiąc nie pozwól niczemu Cię zatrzymać
Jeśli Scatman potrafi to zrobić, to Ty też
Każdy mówi, że Scatman się jąka
Ale nie jąka się kiedy śpiewa
Ale to czego nie wiesz, zamierzam Ci powiedzieć
To, że scat i jąkanie to to samo
Jestem Scatman"
Połączenie scatingu z muzyką techno i hip-hopem, które było zaproponowane przez agenta zostało potraktowane przez Johna dość chłodno. Jednak 6 milionów sprzedanych płyt świadczy o tym, że był to strzał w dziesiątkę.
Za pracę na rzecz jąkających się Larkin otrzymał nagrodę Anny Glau.
Jak widać, jest to człowiek, który nie zdobył sławy dzięki skandalicznemu zachowaniu czy wpływom bogatego tatusia. Zaistniał dzięki talentowi, dzisiaj już nie ma takich artystów. Jest idealnym przykładem i wzorem do naśladowania aby złamać panujące stereotypy i przekuć swoją słabość w siłę.
Chwytliwa melodia, prosty tekst i urodziwa kobieta na ekranie. Takie połączenie zawsze się sprawdza i robi wokół siebie sporo zamieszania. Dzisiaj rozłożymy na czynniki powstanie ówczesnych hitów, czyli dowiemy się z kogo czerpały garściami polskie artystki.
Jednak nie będzie to takie proste. Na samym początku już jest problem. Znane już wszystkim "pa pa pa pa ra pa pa" nie ma określonego oryginału. Jedne źródła podają, że jest to Edita Peha a drugie, że jest to Irena Santor.
Zostanę przy swojej wersji, popartej datami wydania singli, że to właśnie Irena Santor i jej "Piosenka o sąsiedzie" jest pierwowzorem. Cała historia zaczyna się w 1968 roku i debiutu w recitalu o tym samym tytule, który oczywiście okazał się wielkim sukcesem jak na koniec lat 60.
Zaledwie dwa lata później piosenkarka rosyjska polskiego pochodzenia, czyli Edyta Piecha wypuściła swoją wersję "Nash Sosed", która przyćmiła nasze wykonanie. To co jest ciekawe, w internecie nie znajdziemy żadnej konkretnej wzmianki na temat tego utworu.
Po roku 1970 i "Naszym Sąsiedzie" mieliśmy aż 28 lat przerwy aż za ten hit zabrała się polska przedstawicielka disco polo Shazza i "Historia Pewnej Miłości". Kolejny raz mój rok stał się przedstawicielem strasznego kiczu. Zresztą, był to czas gdzie królował eurodance i odnoszę wrażenie, że nasza księżniczka disco chciała być bardziej popularna więc jej przeboje zahaczały o ten styl.
Mogliśmy chwilę odpocząć od tego uzależniającego refrenu ale ostatnie 5 lat dosłownie atakowały nas tym "pa pa pa...". Już w roku 2010 szwedzki DJ Gary Caos wydał remix wykonania Edyty Piechy, który królował na każdej dyskotece. "Party people", przewrotny tytuł, który sprawdził się w stu procentach. Chyba nie muszę mówić o kolejnym sukcesie, ponieważ śledząc muzykę rozrywkową ostatnich 6-7 lat od razu widać co jest popularne.
Przedostatnie sample zostały użyte w 2012 roku przez grupę WTF! i ich "Da Bop", który to kawałek wcale nie różni się od tego z 2010 roku. Jedyny szczegół odtworzony na nowo teledysk z innym kanonem urody.
Znowu był na szczytach list przebojów, z których nie miał zamiaru tak szybko spaść.
Ostatni już hit. Zaczęłam naszą wokalistką to i tak skończę chociaż już nie w naszym języku. Margaret znamy z jej bardzo kontrowersyjnego pierwszego teledysku ale w 2013 roku kraj oszalał na punkcie "Wasted", który był nominowany do EMA za najlepsze wideo. Każdy usłyszy od kogo Gosia zabrała sample. No cóż, wolę oryginał.
Kolejna rekcja łańcuchowa (ale i nie ostatnia), która udowadnia, że można zniszczyć świetny przebój.
Czy znacie jeszcze jeden filmik, który w ciągu doby okrążył cały świat? Powyższy przykład już ma 5 miesięcy i prawie 31 milionów wyświetleń na YouTube. Panie ze SketchShe, czyli australijskie trio komediowe przez trzy i pół minuty przedstawiają nam historię muzyki rozrywkowej. Wydaje się to niemożliwe a jednak przy wolnej chwili możemy zasmakować największych hitów wszech czasów zaczynając od przeboju sprzed 74 lat.
Jednak to nie był debiut tych dwudziestoletnich dziewczyn, wcześniej wpuściły do sieci przyspieszoną wersję "Bohemian Rhapsody" Queen i "Baby got Back" Sir Mix a Lot.
Jednak warto się skupić na samochodowej wersji z muzyką przez dekady.
Całość zaczyna się od roku 1941 i piosenki wykonywanej przez trzy siostry czyli The Andrews Sisters i "Boogie Woogie Bugle Boy", która została okrzyknięta nieoficjalnym hymnem II Wojny Światowej. Jak większość utworów, swoją popularność zawdzięcza debiutowi w filmie "Buck Privates" z tego samego roku.
Przeskakujemy do roku 1956 i najbardziej rozpoznawalnego utworu "Hound Dog" Elvisa Presleva a właściwie to w oryginale Myśliwskiego Psa lub Psa na Baby śpiewała Big Mama Thornton trzy lata wcześniej. Hit ten doczekał się 26 oficjalnych coverów co jest wielkim sukcesem (nie mówiąc już o Wham! i aż 300 coverów przeboju Last Christmas).
Następny w kolejce jest "Help!" z 1965 roku w wykonaniu brytyjskiego zespołu The Beatles, który był głównym soundtrackiem do filmu o tym samym tytule czyli krótka opowieść o stresie jaki przeżywał Paul podczas zdobywania list przebojów przez grupę.
A teraz zespół, o którym pisałam kilka postów temu a właściwie o jego wokaliście czyli Queen i "We Will Rock You". Historia tego utworu jest dosyć krótka a mianowicie Brian May zastanawiał się co może robić publiczność w koncertowym ścisku. Wyszło na to, że może tupać, klaskać i śpiewać a na singlu dzięki wielokrotnemu nagraniu uderzeń o deski partia brzmi jak wielki tłum.
I nareszcie część dzisiejszego postu, na którą czekałam. Mój idol, Michael Jackson i kawałek "Beat It" z 1982 roku z albumu Thriller. Nieprawdopodobny klasyk pokryty złotem i platyną, który na koncie ma dwie nagrody Grammy. Jednak geneza jest trochę dłuższa. W 1980 roku na rynku pojawiła się nowa wersja syntezatora, Synclavier II. Rok później producent owego sprzętu wydał płytę winylową z próbkami różnych dźwięków. Autorem zagrywek był Denny Jaeger ale to Tom podłapał jedna z nich i odtworzył ją specjalnie do Beat It. W obydwu utworach mamy inny timing więc nie mamy do czynienia z samplami ale z interpolacją.
Cztery lata później w 1986 roku Withney Houston wydała swój drugi największy hit "I Wanna Dance With Somebody". Kawałek nie miał się ukazać w sprzedaży, bo producent miał wielkie wątpliwości co do jego country stylu. Ostatecznie singiel zyskał jedną nagrodę Grammy.
O kolejnej piosence już mówiłam a mianowicie Nirvana i "Smells Like Teen Spirit" z 1991 roku. Jedyną ciekawostką jest fakt, że tytuł zawdzięczamy Kaitlyn Hannie, która napisała na ścianie "Kurt smells like teen spirit" a teen spirit to perfumy dla kobiet, których używała obecna wówczas dziewczyna Kurta.
Następnie mamy mój rok 1998 i dwa wielkie przeboje Dr.Dre ft. Snoop Dogg i ich "The Next Episode" z samplami użytymi od Davida McCalluma z jego "The Edge" z 1967 roku i Britney Spears w "...Baby One More Time". Elektryczne golarki użyte w tym fragmencie powyższego filmiku nawiązują do zgolenia sobie głowy przez Britney w lutym 2007 roku.
Mamy rok 2000 i Eminema z "The Real Slim Shady", który jest wypełniony dissami na gwiazdy show businessu m.in. Pamelę Anderson, Willa Smitha itp. Wokalista oddał singiel kilka minut przed końcem terminu wydania Marshall Mathers LP.
W 2008 roku zostaliśmy uraczeni utworem Beyonce "Single Ladies", który jest apelem do facetów aby oni zaczęli się oświadczać czyli głos zdesperowanych kobiet.
Jest lato 2011 i chyba każdy ma dość już "Somebody That I Used to Know" w wykonaniu Gotye. Nie zdziwił mnie fakt, że w tym kawałku zostały użyte sample z "Seville" Luiza Bonfa z 1967 roku. Pocieszająca jest informacja, że wokalista podzielił się równo tantiemami.
Ostatnie dwa utwory są praktycznie z tego samego roku a mianowicie Macklemore i "Thriftshop", czyli hymn sklepów z używaną odzieżą, który na koncie ma dwie nagrody Grammy i niesamowity sukces ociekający kontrowersją Miley Cyrus i "Wrecking Ball", o którym chyba nie muszę mówić.
Całość SketchShe może być mocno zainspirowany zespołem Serebro i ich "Mama Lover".
Filmik stał się tak bardzo popularny, że każdy kraj już zrobił swoją wersję. Polskie nagrania są już dwa.
Skoro mamy nowy rok szkolny postanowiłam wnieść trochę świeżości na mój blog. Pomysł podsunęła mi moja prawa ręka oraz wielkie wsparcie (Pani Barbaro, dziękuję!). Gwiazda miesiąca wraz z wywiadem. Nie będzie to proste ale postaram się co trzydzieści dni dodawać właśnie taki post.
Serię rozpoczyna twórca, wizjoner i wokalista . Człowiek z wachlarzem możliwości i ogromnym dystansem do siebie. Sławomir Gwiazda Rock Polo, właśnie o nim dzisiaj będzie mowa.
Artysta swój warsztat szlifował w Nowym Jorku na Long Island. Po sukcesach w USA i zdobyciu rzeszy fanów wrócił do Polski aby podbić tutejszy rynek muzyczny. Dzięki singlowi "Megiera" rozkochał w sobie swoją, ojczystą publiczność. W teledysku udział wzięły gwiazdy polskiego kina: Ewa Kasprzyk, Krzysztof Kiersznowski, Lech Dyblik, Witold Dębicki oraz muza Sławomira - Magdalena "Kajra" Kajrowicz. Klip stwarza świetną okazję do porozmawiania o kryzysie męskości i o tym jak faceci postrzegają kobiety o czym świadczą trzy kreacje Ewy. Zdjęcia odbyły się we wsi Konina oraz za granicą a całość pochłonęła 15000$.https://www.youtube.com/watch?v=kZT-pFb4Fa8
Zanim przejdziemy do omówienia kolejnego singla warto dodać, że Sławomir jest częstym gościem w Pytanie Na Śniadanie. W krótkich wywiadach, które udziela w programie porannym widać jego szczerość i udowadnia nam, że nie ma kompleksów. Sam twierdzi, że aby pozbyć się swoich wad wystarczy mieć drugą połówkę, która oczywiście zaakceptuje wszystkie kompleksy. Swoją niesamowitą osobowością zauroczył wielu ludzi. Jego kariera w sumie zaczęła się na polskim YouTube gdzie ma już ponad 12 tysięcy subskrybentów. Drugim jego singlem jest "Ni mom hektara", który stał się zapowiedzią jego debiutanckiej płyty. Tym razem Sławomir zaprasza nas na wieś gdzie od początku odkrywa uroki swojskiego życia. Nasz dzisiejszy bohater mierzy się z trudami rolnictwa a jego żona Kajra odkrywa nowe zastosowania legendarnego, czerwonego golfa III. https://www.youtube.com/watch?v=_pxHIaEG-mc
Artysta jest bardzo otwarty na nowe kontakty i bez problemu pomógł mi w stworzeniu dzisiejszego wpisu.
Zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań więc oto one.
- Skąd czerpiesz pomysły na swoje utwory? Czy posiadają jakieś przesłanie? - Każda piosenka ma trochę inną historię powstania. Muzą do „Megiery” była Kajra. Chociaż to nie prawda, że rusza z trójki. „Ni mom hektara” to moja tęsknota do normalności i życia na wsi. W piosence Megiera chodziło mi o to, żeby mężczyźni powrócili do swojej pierwotnej siły. Wtedy kobiety będą się czuły bezpieczniej i będą szczęśliwsze. Symbolem tej siły jest piórko z husarskich skrzydeł. Które wędruje od Sławomira, przez Krzysztofa aż do najmłodszego pokolenia. Widzowie bardzo to dobrze odczytali. Wiem po komentarzach. Po premierze „Ni mom hektara” dostałem dużo wiadomości, w których fani napisali, że też jak Sławomir, chcieliby porzucić rozpędzone miasta i wrócić do kojącej natury.
- "Megiera" i "Ni mom hektara" zdobyły ogromną popularność. Czy masz jakiś przepis na hit? - Trzeba być szczerym i zrobić wszystko na najwyższym możliwym poziomie.
- Jak wyglądała Twoja kariera za wielkim oceanem? Czy szalały za Tobą tłumy a może wśród nich byli również celebryci? - Pobyt w Stanach Zjednoczonych wspominam bardzo dobrze. To był ważny dla mnie artystycznie czas. Koncertowałem w barach dla kierowców trucków i to była głównie moja największa publiczność. A ponieważ Long Island jest na przelotowej trasie do Nowego Jorku to poznałem bardzo wielu sławnych i serdecznych ludzi. Miałem okazję napić się piwa z Rogerem Watersem z zespołu Pink Floyd, czy przybić piątkę z Richard Gere (który mieszka na Long Island). W teledysku do Megiery miała wystąpić Sharone Stone i były już w tej sprawie poważne rozmowy. Nie chciała się zgodzić na scenę zamiatania (to wbrew jej wizerunkowi). Cieszę się bardzo, że w końcu tak brawurowo zagrała to wszystko Ewa Kasprzyk i nie miała z niczym kłopotu. Ale jeśli chodzi o honoraria obu gwiazd to były porównywalne. U Sharon dochodziły tylko koszty przelotu w pierwszej klasie.
-Jak zostałeś przyjęty przez Polską publiczność? - To co się dzieje na koncertach to magia. Gramy z zespołem na żywo i jest AMERYKA. Wszyscy się bawią, śpiewają, tańczą. Czuć piniądź. O to mi chodzi. W Niedźwiedziu publiczność bardzo dopisała. A na koncercie w Łukowej mieliśmy ponad 10 000 ludzi. Organizatorzy stwierdzili, że to był najlepszy występ całej imprezy. A obok Sławomira grali też Perfect, Doda i Agnieszka Chylińska.
- Wystąpiłeś na VIII Zielonogórskiej Nocy Kabaretowej. Jak wrażenia, atmosfera i publika? - Było bardzo gorąco (śmiech). Dosłownie i w przenośni, bo trafiliśmy na falę upałów. Najtrudniejsza była podróż moim golfem 3, bez climy. Ale wszystko wynagrodziła nam publiczność w amfiteatrze. Grać da kilku tysięcy ludzi i widzieć ich uśmiechy to jest to. Zdradzę sekret, że zagraliśmy więcej piosenek ale tylko Megiera poszła na antenie.
- Spotkałam się z porównaniem Sławomira do Braci Figo Fagot. Jak się do tego odniesiesz? Zgadzasz się z tym? - Panowie potrafią zapełnić klub Stodoła i to szanuję. Ale nie ma za bardzo się do czego odnosić. Jedna amerykańska gitara Piotrka Aleksandrowicza (mojego gitarzysty) jest więcej warta niż cały sprzęt Figo Fagot, którego używają. Grają z półplaybacku. Nasz występ to prawdziwy rock-polowy koncert z udziałem najlepszych muzyków sesyjnych w tym kraju. Ale każdy kto daje radość w Ojczyźnie jest moim kolegą i kosy nie ma.
- Jakimi sukcesami, wyróżnieniami i nagrodami możesz się pochwalić? - Pierwszy koncert w Ojczyźnie zagrałem w Sromowcach Niżnych, drugi w Warszawie a trzeci to już Sopot HIT Festiwal w Operze Leśnej. Wszystko to osiągnęliśmy z zespołem w trzy miesiące. Na naszych koncertach widziałem kilka tysięcy szczęśliwych ludzi i to jest moja największa nagroda. Innych nie potrzebuję.
- Planujesz wydać następny hit? Możesz zdradzić o czym będzie? - Dzisiaj o 19.00 wchodzę do studia nagraniowego razem z wielką legendą polskiej estrady. Na razie nie zdradzę więcej. Ale, puszczę trochę farby i powiem, że będzie to ballada o pierwszej miłości Sławomira. A to, kto zagra w teledysku tytułową „Anetę” - też będzie wydarzeniem.
- Może jeszcze na koniec powiesz jak trzyma się czerwony Golf III? - Jest w świetnej formie. Szukam tylko do szczęścia dobrej, używanej pompy paliwa i będzie już wtedy igła. Silniki 1.9 GTD są nie do zajechania. Wiem bo już trzeci wymieniłem.
Na sam koniec Sławomir dodał kilka słów od siebie:
Cześć tu Sławomir. Pozdrawiam wszystkich czytelników bloga Moniki Janowskiej. Cieszę się bardzo, że interesujecie się muzyką a Monika tak ciekawie pisze. Kiedy zobaczyłem zdjęcie Freddiego na pierwszej stronie to już wiedziałem, że to jest właściwa osoba i blog, i jestem u siebie. Życzę WAM dużo uśmiechu i radości z muzyki. Do zobaczenia na koncertach.
Chciałabym bardzo podziękować dzisiejszemu bohaterowi za poświęcony mi czas, fantastyczną współpracę i mnóstwo zdjęć.
Jak tu go nie znać? Dziesiątki wydanych singli, non stop puszczany w radiu czy telewizji. Tramar Dillard, tak nazywa się nasz dzisiejszy bohater. Amerykański raper i autor tekstów, który zadebiutował kawałkiem "Low" z gościnnym udziałem T-Paina. Warto dodać, że był to utwór przewodni filmu Step Up 2.
To, że Flo Rida dobrze sobie radzi na scenie nie znaczy, że zasłużył sobie na rzesze fanów. Dlaczego? Połowa jego piosenek w rzeczywistości nie należy do niego. W większości sample lub całe linie melodyczne zostały pozyskane drogą porozumienia a tantiemy podzielone między dwóch artystów.
Coś widzę, że blog zmienia charakter na bardziej detektywistyczny ale takie odkrycia nie mogą czekać. Dzisiaj wyłapałam sześć takich zapożyczeń, co ciekawe są to utwory, których oryginały znajdowały się na pierwszych miejscach list przebojów.
Zacznijmy od początku. Reaktywacja Flo Rida'y nastąpiła w 2011 roku i podbił listy przebojów kawałkiem "Good Feeling", który został miesiąc później inspiracją dla szwedzkiego producenta Avicii'ego i jego utworu "Levels". Jednak ten genialny przebój stworzyła Etta James i nadała mu tytuł "Something's got a hold on me" w 1962 roku.
Jak widać nasz dzisiejszy zżynacz (tak, będzie ich więcej) podłapał prosty przepis na wzbogacenie się i pół roku później wykorzystał singiel Bryan'a Adams'a "Run to You" z 1984 roku w kawałku o tytule skróconym od oryginału "Run" w duecie z Redfoo z amerykańskiego duetu LMFAO.
Rok 2012 był dość owocny, wypuszczał hit za hitem i już trzy miesiące po powyższym "Biegnij" uraczył nas nowym coverem coveru. Historia piosenki "I Cry" jest dość prosta. W 1988 roku Bredna Russell wydała "Piano In The Dark" a Bingo Players zaszczycili nas "Cry" w 2011 roku. Zestawienie tych dwóch singli stanowiło bazę dla Tramara.
Chyba nasz bohater zorientował się, że fani zaczynają coś podejrzewać więc postanowił poprawić swój wizerunek duetem z angielskim kompozytorem Olly'm Murs'em w hicie "Troublemaker", który był totalną kopią kawałka "Mistery" zespołu Maroon 5 z 2010 roku.
Aż w końcu coś na co czekałam, dwóch największych zżynaczy na scenie muzyki rozrywkowej w duecie. Nie mogło być inaczej, "Can't Believe It" w wykonaniu Pitbull'a i Flo Rida'y, czyli cała linia melodyczna zabrana od Infinity Ink i ich "Infinity" z 2012 roku. Wystarczyło dodać niesamowicie denny tekst o kobiecych kształtach i jest hit.
Ostatnim przykładem jest wydany znowu trzy miesiące po powyższym "How I Feel", który już przekroczył wszelkie granice. Jak można tak zniszczyć jeden z największych przebojów wszech czasów w wykonaniu Niny Simone "Feeling Good" z 1965 roku. Przykład pokazuje nam, że można. Z tego powodu nie jednemu fanowi muzyki jest bardzo przykro. No cóż, takie mamy czasy.
To nie jest koniec przedstawiania wielkich zżynaczy, jeszcze mam ich w zanadrzu przynajmniej trzech, lecz o nich w kolejnych postach. Mam nadzieję, że powyższy przykład rapera nie jest wyznacznikiem współczesnej muzyki.