Kontynuuję kolejną zaczętą przeze mnie serię, którą trochę zaniedbałam. Dzisiaj zamierzam wam przedstawić nowego artystę, z którym próbowałam się skontaktować już od dłuższego czasu. Po raz pierwszy usłyszałam o nim w programie Przemka Kossakowskiego ponad rok temu. Zaimponował mi swoim samozaparciem i wielkim sercem do muzyki.
Wojtek Makowski, mój dzisiejszy bohater nie jest taki jak inni. Od urodzenia jest niewidomy, a jest bardziej aktywny niż większość pełnosprawnych osób. Pisze teksty, nagrał teledysk, pływa i cieszy się życiem.
Nie ukrywam, bardzo mi zależało na przeprowadzeniu z nim krótkiej rozmowy aby dowiedzieć się o jego światopoglądzie i podejściu do życia. Co sądzi o zachowaniu innych ludzi wobec niego i w jaki sposób się do tego przyzwyczaił odpowiedział mi w wywiadzie.
Jego jedyny teledysk do utworu, który opowiada o ludziach obserwujących osobę niepełnosprawną dosłownie podbił moje serce. "Kaleka czy pedał" to apel niewidomych, łamiący paskudne i krzywdzące stereotypy. Smutny jest fakt, że sporo osób postrzega ich w ten sposób, chociaż może na przestrzeni lat trochę to się zmieniło lecz jednak niewiele.
Aby całkowicie zrozumieć utwór wraz z klipem należy poświęcić kilka chwil, a później dać sobie kilka minut na refleksję i nad głębszym zastanowieniem się nad swoim postępowaniem.
Jak wygląda jego życie, co myśli o muzyce i czym jeszcze się zajmuje opowiedział mi w dość obszernej rozmowie.
- Od czego zaczęła się Twoja kariera w muzyce?
- Ciężko mi nazwać moją twórczość karierą. W dużej mierze piszę i nagrywam dla siebie i dla wąskiego grona, któremu zachce się sprawdzić to, co zrobię. Wyjątkiem może jest numer "Kaleka czy pedał", do którego nagrałem teledysk, bo zobaczyło go więcej osób niż przeciętnie inne moje utwory, ale to dlatego, że jest dobry obraz. W obecnych czasach paradoksalnie w muzyce ważniejszy jest właśnie dobry obraz, bo ludzie przyzwyczajeni do YouTube muszą coś widzieć, żeby słuchać, jakby bodziec słuchowy już nie wystarczał. Moim skromnym zdaniem, nawet świetny kawałek, ale bez teledysku, jest skazany na przepadnięcie wśród innych, bo samo słuchanie niestety jakby stało się nudne i nie zaskakujące. Ale wracając do sedna, w wieku 11-stu lat usłyszałem pierwsze numery rapowe. Pokazał mi je mój kolega i spodobały mi się, bo były w nich brzydkie słowa i brzmiały inaczej niż każda muzyka, jaką dotychczas znałem. Wkrótce stwierdziłem, że też chciałbym umieć tak mówić rymując równo z muzyką i zacząłem tworzyć pierwsze, dziecięce rymowanki. W wieku chyba 13-stu lat byłem pierwszy raz w studio nagrań i bardzo mi się podobało to miejsce. Nagrywałem coś, czego dziś wstydzę się komukolwiek pokazywać, ale były to w końcu pierwsze próby. Latami pisałem i pisałem, próbowałem chcąc poprawiać swoje teksty, żeby brzmiały poważnie i profesjonalnie. Dopiero w wieku ok. 20-stu lat poczułem, że jestem już gotowy na to, żeby stworzyć coś wartego pokazania szerszej publiczności i tak powstał kawałek "Kaleka czy pedał", a za nim cały "Czego oczy nie widzą", który wisi na YouTube.
- Miałeś okazję już koncertować?
- Zdarzyło mi się parokrotnie grać jakieś numery na żywo. Nie jestem jednak fanem koncertów, ponieważ mam specyficzne podejście do rapu. Moim założeniem jest nacisk na teksty. Uważam, że za ich pośrednictwem powinno się jak najwięcej przekazywać odbiorcy, a pełne zrozumienie tego o co mi chodzi umożliwia uważne wsłuchanie się w nie, co nie jest możliwe na koncertach. Na nich panuje ogólny huk, zgiełk, 3/4 tłumu w dodatku jest zwykle pijana, co nie ma nic wspólnego z wyłapywaniem przekazu z tekstów. Dlatego właśnie nie przepadam za nimi. Lubię pisać, nagrywać, ale nie koniecznie koncertować.
- Piosenka "Kaleka czy pedał" zawiera Twoje liczne doświadczenia, co czujesz, gdy ludzie są wobec Ciebie po prostu chamscy?
- Teraz to już chce mi się po prostu śmiać. Jak byłem młodszy, bardziej mi to doskwierało, czasem nawet sprawiało przykrość, ale obecnie albo nie zwracam uwagi, albo nawet żal mi ludzi, którzy tak uważają. W końcu to oni żyją w świecie stereotypów i mają kiepski światopogląd, ja i moi bliscy, znajomi, jesteśmy ponad tym.
- Jak wygląda u Ciebie proces twórczy?
- Rzadko jest tak, że siadam z założeniem napisania tekstu. Najbardziej lubię tworzyć robiąc coś w międzyczasie np. nie wiem: jadąc na uczelnie, sprzątając czy idąc gdzieś, tak w międzyczasie. Nie umiem napisać też całego kawałka w ciągu jednego dnia. Zwykle piszę po parę wersów dziennie, bo lubię przemyśleć dosłownie każde słowo, żeby brzmiało jak najtrafniej i w pełni oddawało to, co chcę akurat powiedzieć. Nie chciałbym pisać na ilość, bo nie muszę. Nie mam kontraktów, terminów, dlatego mogę robić to powoli z przysłowiowym "namaszczeniem".
- Byłeś gościem w programie Przemka Kossakowskiego, czy coś się zmieniło w Twoim życiu po tym reportażu?
- Fakt, zaproszono mnie do udziału w programie Przemka Kossakowskiego "Inicjacje". Muszę przyznać, że była to fantastyczna przygoda, a Przemek jest naprawdę równym gościem. Ekipa TTV nakręciła niezwykle trafny odcinek o osobach niepełnosprawnych, a Przemek wspaniale podsumował całą sprawę i wszystkich zachęcam, żeby obejrzeli ten odcinek nie dlatego, że w nim jestem, ale dlatego, że jest właśnie cholernie trafny. Po programie jednak moje życie nie odmieniło się jakoś diametralnie. TO nie jest tak, że jak ktoś pojawi się raz czy dwa w telewizji, to nagle jego świat staje się usłany różami, a on sam staje się jakimś celebrytą. Po emisjach na TTV, a po roku na TVN parę osób powiedziało mi, że fajnie było zobaczyć mnie w telewizji i w sumie tyle. Świetna przygoda, bardzo miłe doświadczenie i tyle. Pewnie, że chciałoby się może takich więcej, ale bez żadnego parcia. Lepiej rzadziej, a wiarygodniej, niż częściej, ale sztucznie i bez sensu.
- Pracujesz może nad swoją nową muzyczną perełką?
- Cały czas bez ustanku nad czymś pracuję. Są momenty, że odpoczywam od pisania, a są takie, gdzie piszę tekst za tekstem. Każdy utwór staram się traktować jak "perełkę, aczkolwiek jak już mówiłem wcześniej, do sukcesu utworu bezdyskusyjnie potrzebny jest chwytliwy teledysk, bo samo słuchanie już mało kogo satysfakcjonuje. Żeby zainteresować piosenką, trzeba podeprzeć ją obrazem i już. Podejmuję przy tym różne tematy, nie tylko te związane z moją niepełnosprawnością, bo to byłoby nudne, a słuchacze są też wybredni i maksymalnie ciężko trafić w ich gusta, jeżeli nie podejmuje się pospolitych tematów typu: alkohol, imprezy i szybkie kobiety.
- Kto jest Twoją inspiracją? Jest ktoś na kim się wzorujesz?
- Właściwie nie wzoruję się na nikim. Chcę pisać o czymś, o czym jeszcze odbiorcy nie słyszeli dotąd. Nie lubię powielania pomysłów i robienia rapu jak ktoś już go robi. Chcę być w stu procentach sobą i pisać co mi się w głowie ułoży. Niegdyś miałem paru ulubionych raperów, których wręcz podziwiałem, ale to przeszłość. Nadal szanuję ich muzyczne dokonania, ale wiem, że muszę już iść własną drogą.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z pływaniem?
- Nauczyłem się pływać bardzo dawno temu, jako mały chłopiec, bo mój tata i brat byli pływakami i siłą rzeczy kontynuowałem tradycję rodzinną. Nie szedłem jednak w stronę wyczynowego sportu z wielu różnych przyczyn aż do momentu, kiedy na uczelni przyszło mi wyrobić zajęcia z wf-u na basenie. Wtedy okazało się, że wcale nie zapomniałem jak się pływa, a co więcej, z powodu uprawiania różnych sportów amatorsko przez praktycznie całe życie, jestem w niezłej kondycji i mogę jeszcze zacząć się rozwijać w tym kierunku mimo późnego wieku. Było to dokładnie dwa lata temu, miałem 22 lat wtedy. Poznałem trenera Waldemara Madeja, który jest specjalistą w dziedzinie trenowania osób z niepełnosprawnościami wzrokowymi, a on stwierdził, że widzi we mnie potencjał, co było dla mnie szokiem i wziął mnie pod swoje skrzydła.
- Jakimi sukcesami w tej dziedzinie możesz się pochwalić?
- Największymi sukcesami w moim wykonaniu są: brązowy medal Mistrzostw Świata na 100 m stylem grzbietowym w kategorii s11 obejmującej osoby niewidome, który zdobyłem w tym roku w Glasgow, oraz brązowy medal Mistrzostw Europy dla odmiany na 100 m dowolnym w tej samej kategorii zdobyty rok temu w Eindhoven. Mam też kilka medali Mistrzostw Polski z tego roku i poprzedniego z różnych dystansów np. 50 i 100 m grzbietem czy 50 i 100 m dowolnym.
- Ciężko jest mi wyobrazić sobie Twoje życie, jak to jest nie widzieć tego, co dzieje się dookoła?
- Mówiąc w telegraficznym skrócie, żyje zupełnie normalnie, jak każdy. Wiem jednak z doświadczenia, że nikt kto nie miał dotychczas do czynienia z osobami niepełnosprawnymi nie uwierzy w taką odpowiedź, podczas gdy właśnie tak jest. Może jeszcze 50 lat temu byłoby kompletnie inaczej, ale dziś technika jest na tyle rozwinięta, że są programy i aplikacje, dzięki którym komputer czy telefon komórkowy mówią, a wiele przedmiotów codziennego użytku jest przystosowana do potrzeb osób niewidomych. Jednym z dowodów jest np. napis w języku Braille-a na większości leków. Wprawdzie języka tego używa się coraz rzadziej z powodu komputerów i książek elektronicznych czy audiobooków, ale w tym i jeszcze paru innych wypadkach jest on niezastąpiony. Jedynymi chyba realnymi ograniczeniami jest kategoryczny brak możliwości posiadania prawa jazdy (chociaż już pracuje się nad samochodami prowadzonymi przez GPS, ale wiadomo, to dopiero melodia przyszłości i zawsze jednak nie to samo) i kłopot w samodzielnym poruszaniu się po miejscach, których się nie zna. Z białą laską można dotrzeć prawie wszędzie, tyle że ktoś wcześniej musi nas zaznajomić z miejscami, po których chcemy się potem poruszać samemu. Trzeba zapamiętywać topografię terenu, układy ulic, gdzie są przejścia dla pieszych itd, ale to wbrew pozorom nie jest takie trudne. Każdy idąc nową drogą musi ją poznać, zapamiętywać gdzie skręcić czy gdzie przejść przez ulicę, ale po drugim, trzecim razie już idzie pewnie i wszystko pamięta, tak też jest w przypadku osób niewidomych. Z osobom towarzyszącą natomiast, dziewczyną, znajomymi, można już dotrzeć wszędzie i bez żadnych ograniczeń, więc nie jest absolutnie tak źle, jak może się wydawać osobom postronnym.
- Jakie jest Twoje marzenie?
- Moje marzenie jest takie, żeby za kilkadziesiąt lat, jak już będę człowiekiem mocno zaawansowanym wiekowo, móc sobie powiedzieć, że czuje się spełniony i niczego nie chciałbym zmienić w swoim życiu nie żałując tego, co robiłem. Mam jednak nadzieję, że zbyt prędko taki moment nie nadejdzie.
Serdecznie dziękuję Wojtkowi za poświęcenie mi swojego bezcennego czasu i fantastyczną współpracę.:)
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)