Z dnia na dzień czuję się coraz bardziej stara więc myślę, że najwyższy czas sobie trochę powspominać i w pewnym sensie kontynuować wcześniejszy post. Mogłam może mieć siedem lat gdy odkrywałam świat muzyki na własną rękę i przesłuchałam masę utworów ale tylko dwa zespoły zapadły mi głęboko w pamięć. Mogę je spokojnie nazwać symbolami mojego dzieciństwa, chociaż są to grupy wczesnej młodości mojego taty. Chyba wtedy najbardziej mi się podobały te dziwne stroje typowe dla lat siedemdziesiątych, bo jestem pewna, że mając kilka lat nie zwracałam uwagi na tekst, symbolikę i zawarte interpolacje.
Pierwszym zespołem była szwedzka Abba, którą wciąż lubię sobie posłuchać gdy brak mi motywacji.
"Waterloo" było takim utworem, przy którym najbardziej lubiłam się ruszać po babcinym salonie ale o niekontrolowanych ruchach będzie więcej przy drugim zespole. Zresztą, tą właśnie piosenką wygrali Eurowizję w 1974 roku i w stu procentach na to zasłużyli. Ciekawe czy ktoś w podobnym wieku do mojego przyzna się do słuchania Abby czy nawet Modern Talking, który to jest powszechnie uważany za szczyt żenady. Smutne, że nikt otwarcie nie powie o swoich wyborach, bo boi się odrzucenia. Wracając do Szwecji, zespół po 10 latach kariery zakończył działalność, a ich piosenki do dziś rozbrzmiewają w stacjach radiowych czy nawet na dobrych imprezach. Film "Mamma Mia!" oraz spektakl o tym samym tytule w Teatrze Muzycznym Roma, swoją drogą rewelacyjny, są genialnym podsumowaniem tej burzliwej dekady.
Kolejny i ostatni zespół to zachodnioniemiecki Boney M. Ci, którzy znają tą grupę to tak, urzekł mnie jedyny mężczyzna w zespole, który posiadał talię o jakiej marzy większość dziewczyn i burzę czarnych loków nie tylko na głowie czyli Bobby Farell. Niestety, obiekt westchnień siedmiolatki zmarł sześć lat temu. Pocieszające jest to, że trzy karaibskie emigrantki mają się dobrze. Warto się jednak przez chwilę zatrzymać przy tajemniczym Farell'u. Wydawało mi się, że jest on taką wizytówką, takim rodzynkiem ale coś za mało śpiewał. Okazuje się, że on nigdy nie zaśpiewał na scenie, tylko dobrze grał. Ten charakterystyczny, murzyński głos należał do Franka Farian'a, który to w 1974 roku wyszedł z inicjatywą założenia zespołu. Pomimo tak sporego przekrętu, który wyszedł dopiero niedawno, wiernych fanów jakoś to nie zraziło do nieistniejącego już zespołu ale sezonowców już tak. Jeśli chodzi o utwory to były one aż za bardzo komercyjne, ważne, że dobrze się sprzedawały, a ludzie świetnie się przy nich bawili. "Daddy Cool" jest chyba najbardziej rozpoznawalnym kawałkiem całej grupy, a później to "Rasputin", który rewelacyjnie przerobił na metal zespół Turisas. Ja cały czas lubię naśladować te dziwne i niekontrolowane ruchy Bobby'ego do tego kultowego już euro disco.
Czy dzisiejszy Gang Albanii czy inne zespoły zastąpią te kolorowe grupy z lat siedemdziesiątych? Kto wie, może za 40 lat ktoś napisze podobnie o Popku. ;)
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz