Już na początku grudnia fani ciężkiej muzyki, w tym ja, mogli poczuć się jak metal w glanach lub jak ryba w wodzie na Rockendrollowej Scenie Podkarpacia w rzeszowskim klubie Vinyl.
W ciągu dwóch dni zaprezentowało się piętnaście zespołów, a każdy z nich porwał swoją publikę do szalonego tańca zwanego pogo.
Pierwszym zespołem, który otworzył całe to wydarzenie była jarosławska formacja Get Break.
Przyznam się szczerze i bez bicia, że nie mogłam uwierzyć, że tak naprawdę w mojej okolicy znajduje się tak rewelacyjna kapela. Od tego czasu ich dwie płyty, które posiadam mogłabym katować dzień i noc, jednak kiedyś muszę się wyspać.
Jednak moim faworytem ich całej twórczości jest kawałek "Jadę, jadę", czyli wszystko co uwielbiam w muzyce tego gatunku i lekko punkowe brzmienie, jednym słowem kawałek do pogo.
Przed koncertem dopadłam kapelę, która zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich prostych pytań, które przybliżą Tobie, mój czytelniku, zespół Get Break. Tym razem męczyłam czterech mężczyzn Mirosława, Jarosława, Krzysztofa i Waldemara.
-Na sam początek chcę Wam złożyć życzenia i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Co się u Was zmieniło przez ten czas, oprócz składu.
Mirek: Skład się zmienił całkiem, bo na początku był zupełnie inny. W sumie to tylko ja jestem od początku. Zaczynaliśmy grać w takim klubie garnizonowym w Jarosławiu. Był sprzęt, więc zaczęliśmy sobie pogrywać z kolegami, ale bardzo szybko się skład wykruszył, bo po pół roku najpierw jeden odszedł, później drugi, potem ktoś tam dołączył. Jeden, drugi, trzeci i jako trio graliśmy przez 10 lat. Później jeden chłopak do Anglii, drugi się pochorował i znowu skład się zmienił. Przyszedł Jarek do zespołu, z którym gdzieś tam grałem. Muzyka też się zmieniła, graliśmy lżejszą muzykę, bardzie rock'n'rollową, takie pitu pitu, a później zaczęliśmy grać ciężej. Potem Krzysiek dokooptował, bo mieliśmy gitarzystę, który zrezygnował.
Krzysiek: Ja tam za młodu ich słuchałem z drugiej strony bramki jako fan, a po paru latach taka propozycja, czy bym nie chciał do nich dołączyć.
Jarek: Pamiętam, jak chodził nam po wino.
Krzysiek: Dla mnie to było takie nobilitujące, bo dla mnie to tacy lokalni idole, a sześć lat temu propozycja współpracy.
Mirek: A później dołączył do nas Waldemar, bo nasz pierwszy perkusista zrezygnował, później przyszedł kolejny, który później się ożenił i miał dziecko, nie mógł grać, Przyszedł trzeci. Ciągle problem z perkusistami, bo oni ciągle przy tych garach, przy garach w kuchni, no ile można? Waldemar jest z nami już 2 i pół roku i jeszcze nawet nie zna numerów, przynajmniej niektórych.
- Pochodzicie z Jarosławia, ogólnie uważa się, że to miasto jest zdominowane przez osoby starsze. Przy założeniu zespołu nie lepiej byłoby dostosować się do miasta i zostać już kapelą ludową albo już folk metalową?
Jarek: Generalnie każdy z nas słucha trochę innej muzyki, ale gramy to, co lubimy i nie ma takiej opcji, żebyśmy się umówili, że od jutra gramy folk metal. Nie ma opcji, żebyśmy się zmienili pod kątem rynku, to taka nasza definicja.
Mirek: Nie było u nas radykalnej zmiany, to była cały czas muzyka rockowa, są elementy wzięte z metalu czy popu, to taka kompilacja, my nie ustalamy, że gramy to i to, gramy to, co chcemy.
Krzysiek: A ja tam staram się przemycać chłopakom tego diabła.
- Na scenie wydajecie się mega skromni, jak na przykład w piosence "Festiwale", to tak trochę o Was?
Mirek: Wiesz, trochę tak. "Festiwale" to trochę takie szyderstwo, wiadomo co się dookoła dzieje i wszyscy chcą być jacyś, a my się śmiejemy. Niby ja piszę teksty, a to takie szyderstwo z tego co się wokoło dzieje. Dużo jest takich tekstów, które nie są do końca poważne, gdzieś jest ta nuta autoironii, sami z siebie się też śmiejemy. To też jest gra słów, nie musi zawsze o coś chodzić. Fajnie i śmiesznie się śpiewa, są śmieszne sformułowania, czasem mi się coś tam śmiesznego ulęgnie w głowie, więc to napiszę.
- Jak czujecie się w coverach?
Mirek: Kiepsko się czujemy w coverach, a mamy ich kilka. Bardzo mało gramy coverów.
Krzysiek: Próbujemy stworzyć własny materiał, bo po co komuś zabierać.
Jarek: Mieliśmy kiedyś takie podejście, że robimy cover na płytę, czyli dla zasady, że coś jest dla zabawy i z oddechem. Teraz staramy się każdy cover zagrać ze swoim pomysłem, nie tak samo jak jest w oryginale, bo zagrać cover nuta w nutę to nie jest żadna sztuka. No niestety druga strona medalu jest taka, że covery się fajnie sprzedają. Na każdej imprezie masowej, jeśli wylecisz z coverem to ludzie lepiej się bawią.
- Jakie macie takie zespołowe marzenia?
Mirek: Zostać gwiazdą Hollywood! Oczywiście żartujemy, a nasze marzenia są takie, żeby udało się czasem załatwić więcej grania, bo my nie musimy się z tego utrzymywać, bo każdy z nas ma pracę. Tylko, żeby udało się zagrać tam, czy siam, a nie zawsze jest łatwe do załatwienia.
Jarek: Fajnie by było zagrać taki koncert dla 40 tysięcy ludzi.
Panom z zespołu Get Break dziękuję za poświęcony czas i bardzo miłą atmosferę. Widzimy się na kolejnych Waszych koncertach!
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz