niedziela, 20 grudnia 2015

"But we don't care. Fuck them."

Ten blog stał się mocno tematyczny, za bardzo skupiłam się na jednym gatunku. Warto coś zmienić i właśnie przy tym pomógł mi mój dzisiejszy bohater.
Dla każdego coś dobrego, było disco, które cieszyło się sporą popularnością, ostatnio zahaczyłam o kawał dobrego rapu, a teraz może pójdziemy w stronę metalu.

Folk metal jest dość specyficzny i nie każdemu przypada do gustu. Zaskakujące elementy i tradycje ludowe inkorporowane są w różnym stopniu, a w przypadku dzisiejszego bohatera są to instrumenty pochodzące z danego regionu. 

Fiński Finntroll, którego odkryłam stosunkowo niedawno zdążył już mną zawładnąć. Pomimo podobieństwa na pierwszy rzut oka we wszystkich utworach każdy czymś się różni. Ci, którzy nie słuchają takiego gatunku nie usłyszą różnic ale warto chociaż przez chwilę się wsłuchać.
Może ilość teledysków nie zachwyca ale każdy klip jest robiony z rozmachem od początku do końca. Takiej konsekwentności teraz coraz bardziej brakuje i bardzo mnie cieszy fakt, że jeszcze istnieją zespoły, które nie grają komercyjnie. Uwielbiają to co robią, bawią się swoim zawodem i nie obchodzi ich to, co myślą o nich inni. A co najważniejsze doceniają swoich fanów, cieszą się, że przychodzą na koncerty i nawiązują z nimi kontakt, co zaowocowało moją krótką pogawędką z zespołem.

- Jak myślicie, na czym może polegać Wasz sukces?
- Cóż, zawsze robimy swoje. Nigdy nie staramy się brzmieć jak jakiś inny zespół, ale po prostu robić to, co czujemy, co jest dobre i co chcemy.
Myślę, że jest coś, co fani mogą zobaczyć i usłyszeć na scenie z naszą muzyką. To sprawia, że ​​jesteśmy trochę wyjątkowi, ale również trudno to opisać, tak naprawdę nie pasujemy do żadnego gatunku, tak to jest.



- Jest coś, co wyróżnia Was na tle innych artystów?
- W pewnym sensie tak. Jest wiele zespołów, które podążają za zasadami różnych gatunków, co sprawia, że ​​brzmią bezpieczne i  jak wiele innych zespołów. I to jest coś, czego zawsze staraliśmy się unikać.
Kiedy robimy muzykę, nigdy nie myślimy, że to musi brzmieć jak black metal lub folk metal, a nawet metalu. Po prostu robimy muzykę :)



- Jak u Finntroll wygląda tworzenie nowych kawałków?
- Obecnie pracujemy nad nowym materiałem, ale nie stworzyliśmy jeszcze żadnego dema, Byliśmy trochę zajęci turystyką w tym roku :)



- Która wasza piosenka może być uznana za największy hit?
- Naprawdę nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Niektórzy ludzie lubią Solsagan, inni Trollhammaren, niektórzy lubią Blodsvept. Sądzę więc, że mamy wiele hitów: D



- Czy planujecie koncert w Polsce? Jestem pewna, że fani będą bardzo zadowoleni.
- Mamy nadzieję, że tak, ale w przyszłym roku mamy zamiar spróbować nagrać nowy album, więc nie jesteśmy pewni, czy mamy czas na zwiedzanie. Po nowym albumie na pewno!



- Co to ​​za pomysł, żeby fiński zespół śpiewał w języku szwedzkim?

- Cóż, Finlandia posiada dwa języki urzędowe, fiński i szwedzki. Tak to się dzieje, kiedy nasz wokalista Vreth a także pierwszy piosenkarz Katla, którzy nadal piszą teksty są w mniejszości. Więc dla nich to było całkiem naturalne pisać w ich ojczystym języku.



- W 2003 roku zmarł współzałożyciel zespołu, jak to przyjęliście? Na pewno było to bardzo trudne do zaakceptowania.



- Oczywiście, że tak, było bardzo blisko żeby Finntroll nie zrezygnował z kariery. Ale jednak nie i oto jesteśmy. Grałem z zespołem jako zastępca do kilku występów i chłopaków znałem od lat. I tu jesteśmy :)



- Często można spotkać się z krytyką?
- Cały czas. Albo nie jesteśmy prawdziwym metalem, lub nie jesteśmy wystarczająco folk metal’owi, lub mamy głupie wdzianko itp. Ale nie obchodzi mnie to. Pieprzyć ich.



- Nad czym nowym teraz pracujecie? Czego mamy się spodziewać w najbliższym czasie?
- Nowy album wychodzi, nie wiem kiedy. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku. Ale tak, jesteśmy w trakcie pracy nad nim. A ja osobiście pracuję z Finntroll nad dokumentem, zobaczymy jak to wyjdzie. 

"Jeśli masz ulubione zespoły, przyjdź na ich występy i ciesz się, to jest to najważniejsze dla nas. Dla wsparcia można kupić jakieś gadżety. Rób co chcesz, nie pozwól nikomu powiedzieć, jak masz żyć, bądź sobą."

Bardzo dziękuję zespołowi za poświęcony mi bezcenny czas i fantastyczną współpracę. :)
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

piątek, 18 grudnia 2015

Tylko jeden temat: Kosmos

Z kosmosem w muzyce mamy do czynienia częściej niż nam się wydaje. Są to zniewalające teledyski czy teksty ale niestety teraz bardziej chcemy niektóre utwory wysłać w przestrzeń kosmiczną ze względu na całokształt. Właśnie o tym będzie dzisiaj mowa, współczesny syf.
Jednak te tragedie mają powiązania nie tylko metaforyczne z kosmosem ale też dosłowne. Akcja wszystkich trzech teledysków rozgrywa się gdzieś w kosmosie. 
Pierwszy z nich jest "Break Free" najmniejszej osóbki w dzisiejszym zestawieniu. Kobieta, której przez ostatnie dwa lata było pełno, atakowała nas swoimi nowymi przebojami w każdym możliwym miejscu, a jej słodki głos przyprawia nie tylko mnie o mdłości. Bóstwo wielu panów, stała bywalczyni fap folderów - Ariana Grande. I teraz o czym ona może śpiewać, o kobiecej niezależności. Rozpacza nad swoim związkiem, którego już nie ma i niby teraz staje się silniejsza. Głupie farmazony. Totalnie denny tekst, który pasuje fantastycznie do jej cukierkowego wizerunku w pewnym stopniu ratuje teledysk. Międzygalaktyczna walka, którą jak łatwo się domyślić wygrywa Ariana. Podsumowując, jakiegoś wielkiego szału nie ma ale i tak będzie gościć często na ekranach naszych telewizorów i na monitorach wielu panów. 
Może tą pierwszą część da się jakoś uratować. Na pewno nie drugą pozycją na tej liście. Panowie z tego zespołu właśnie zaczynają się rozpadać, jest ich już tylko czwórka, a fanki na całym świecie po odejściu piątego wokalisty próbowały odebrać sobie życie. To nie jest głupota, a selekcja naturalna. Tak czy siak, kończą swoją jakże długą działalność, bo aż całe sześć lat męczą nas podobnie jak ta pani opisana powyżej. Pewnie już każdy wie, że chodzi o One Direction. Jeśli ktoś kojarzy ich "Drag Me Down" to w tym momencie może rzygać tęczą. O czym mogą śpiewać Bogowie nastolatek jeśli nie o miłości. Tak, tak, to piękne uczucie jest nie do pokonania, dodaje nam siły, czujemy się szczęśliwsi i tak dalej. Ale nie lepiej jest stworzyć coś oryginalnego co równie dobrze będzie się sprawdzało na koncertach i tak samo będzie porywało tłumy? Nie, bo po co. Najlepiej jest napisać hit o tym samym co 100% kawałków. 
Na teledysk może warto zwrócić uwagę ale nie należy się nim zachwycać. 
Identyczny klip stworzyli panowie z trzeciej dzisiejszej pozycji, która być może uratuje ten post, który ewidentnie wszystko i wszystkich krytykuje. 
O tej grupie cały czas jest głośno ale nie tak samo jak o Arianie, bo oni nie goszczą w fap folderach (chociaż, kto wie). We wtorek drugiego lutego czyli za dokładnie 47 dni zobaczymy ich w Polsce na koncercie. Zdecydowanie są bardziej doświadczeni niż 1D i nie zamierzają kończyć swojej prężnie rozwijającej się kariery. Imagine Dragons, zachwycili nas Radioactive i tak to trwa do dziś. "On Top Of The World" ciągle rozbrzmiewa w dobrych stacjach telewizyjnych i bawi ludzi na całym świecie. Nareszcie tekst, który nie jest o miłości ale o trudnościach życia codziennego. Za to teledysk jest zwykłą podróżą w kosmos, którą zmałpowali bożyszcze nastolatków akapit wyżej. 
Smutna jest oglądalność, bo nie docenia się czegoś dobrego, a idzie się za tłumem.
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

niedziela, 13 grudnia 2015

Odkrywamy artystę - W.A.M

Kontynuuję kolejną zaczętą przeze mnie serię, którą trochę zaniedbałam. Dzisiaj zamierzam wam przedstawić nowego artystę, z którym próbowałam się skontaktować już od dłuższego czasu. Po raz pierwszy usłyszałam o nim w programie Przemka Kossakowskiego ponad rok temu. Zaimponował mi swoim samozaparciem i wielkim sercem do muzyki.
Wojtek Makowski, mój dzisiejszy bohater nie jest taki jak inni. Od urodzenia jest niewidomy, a jest bardziej aktywny niż większość pełnosprawnych osób. Pisze teksty, nagrał teledysk, pływa i cieszy się życiem.
Nie ukrywam, bardzo mi zależało na przeprowadzeniu z nim krótkiej rozmowy aby dowiedzieć się o jego światopoglądzie i podejściu do życia. Co sądzi o zachowaniu innych ludzi wobec niego i w jaki sposób się do tego przyzwyczaił odpowiedział mi w wywiadzie.

Jego jedyny teledysk do utworu, który opowiada o ludziach obserwujących osobę niepełnosprawną dosłownie podbił moje serce. "Kaleka czy pedał" to apel niewidomych, łamiący paskudne i krzywdzące stereotypy. Smutny jest fakt, że sporo osób postrzega ich w ten sposób, chociaż może na przestrzeni lat trochę to się zmieniło lecz jednak niewiele.
Aby całkowicie zrozumieć utwór wraz z klipem należy poświęcić kilka chwil, a później dać sobie kilka minut na refleksję i nad głębszym zastanowieniem się nad swoim postępowaniem.
Jak wygląda jego życie, co myśli o muzyce i czym jeszcze się zajmuje opowiedział mi w dość obszernej rozmowie.

- Od czego zaczęła się Twoja kariera w muzyce?
- Ciężko mi nazwać moją twórczość karierą. W dużej mierze piszę i nagrywam dla siebie i dla wąskiego grona, któremu zachce się sprawdzić to, co zrobię. Wyjątkiem może jest numer "Kaleka czy pedał", do którego nagrałem teledysk, bo zobaczyło go więcej osób niż przeciętnie inne moje utwory, ale to dlatego, że jest dobry obraz. W obecnych czasach paradoksalnie w muzyce ważniejszy jest właśnie dobry obraz, bo ludzie przyzwyczajeni do YouTube muszą coś widzieć, żeby słuchać, jakby bodziec słuchowy już nie wystarczał. Moim skromnym zdaniem, nawet świetny kawałek, ale bez teledysku, jest skazany na przepadnięcie wśród innych, bo samo słuchanie niestety jakby stało się nudne i nie zaskakujące. Ale wracając do sedna, w wieku 11-stu lat usłyszałem pierwsze numery rapowe. Pokazał mi je mój kolega i spodobały mi się, bo były w nich brzydkie słowa i brzmiały inaczej niż każda muzyka, jaką dotychczas znałem. Wkrótce stwierdziłem, że też chciałbym umieć tak mówić rymując równo z muzyką i zacząłem tworzyć pierwsze, dziecięce rymowanki. W wieku chyba 13-stu lat byłem pierwszy raz w studio nagrań i bardzo mi się podobało to miejsce. Nagrywałem coś, czego dziś wstydzę się komukolwiek pokazywać, ale były to w końcu pierwsze próby. Latami pisałem i pisałem, próbowałem chcąc poprawiać swoje teksty, żeby brzmiały poważnie i profesjonalnie. Dopiero w wieku ok. 20-stu lat poczułem, że jestem już gotowy na to, żeby stworzyć coś wartego pokazania szerszej publiczności i tak powstał kawałek "Kaleka czy pedał", a za nim cały  "Czego oczy nie widzą", który wisi na YouTube.

- Miałeś okazję już koncertować?
- Zdarzyło mi się parokrotnie grać jakieś numery na żywo. Nie jestem jednak fanem koncertów, ponieważ mam specyficzne podejście do rapu. Moim założeniem jest nacisk na teksty. Uważam, że za ich pośrednictwem powinno się jak najwięcej przekazywać odbiorcy, a pełne zrozumienie tego o co mi chodzi umożliwia uważne wsłuchanie się w nie, co nie jest możliwe na koncertach. Na nich panuje ogólny huk, zgiełk, 3/4 tłumu w dodatku jest zwykle pijana, co nie ma nic wspólnego z wyłapywaniem przekazu z tekstów. Dlatego właśnie nie przepadam za nimi. Lubię pisać, nagrywać, ale nie koniecznie koncertować.

- Piosenka "Kaleka czy pedał" zawiera Twoje liczne doświadczenia, co czujesz, gdy ludzie są wobec Ciebie po prostu chamscy?
- Teraz to już chce mi się po prostu śmiać. Jak byłem młodszy, bardziej mi to doskwierało, czasem nawet sprawiało przykrość, ale obecnie albo nie zwracam uwagi, albo nawet żal mi ludzi, którzy tak uważają. W końcu to oni żyją w świecie stereotypów i mają kiepski światopogląd, ja i moi bliscy, znajomi, jesteśmy ponad tym.

- Jak wygląda u Ciebie proces twórczy?
- Rzadko jest tak, że siadam z założeniem napisania tekstu. Najbardziej lubię tworzyć robiąc coś w międzyczasie np. nie wiem: jadąc na uczelnie, sprzątając czy idąc gdzieś, tak w międzyczasie. Nie umiem napisać też całego kawałka w ciągu jednego dnia. Zwykle piszę po parę wersów dziennie, bo lubię przemyśleć dosłownie każde słowo, żeby brzmiało jak najtrafniej i w pełni oddawało to, co chcę akurat powiedzieć. Nie chciałbym pisać na ilość, bo nie muszę. Nie mam kontraktów, terminów, dlatego mogę robić to powoli z przysłowiowym "namaszczeniem".

- Byłeś gościem w programie Przemka Kossakowskiego, czy coś się zmieniło w Twoim życiu po tym reportażu?
- Fakt, zaproszono mnie do udziału w programie Przemka Kossakowskiego "Inicjacje". Muszę przyznać, że była to fantastyczna przygoda, a Przemek jest naprawdę równym gościem. Ekipa TTV nakręciła niezwykle trafny odcinek o osobach niepełnosprawnych, a Przemek wspaniale podsumował całą sprawę i wszystkich zachęcam, żeby obejrzeli ten odcinek nie dlatego, że w nim jestem, ale dlatego, że jest właśnie cholernie trafny. Po programie jednak moje życie nie odmieniło się jakoś diametralnie. TO nie jest tak, że jak ktoś pojawi się raz czy dwa w telewizji, to nagle jego świat staje się usłany różami, a on sam staje się jakimś celebrytą. Po emisjach na TTV, a po roku na TVN parę osób powiedziało mi, że fajnie było zobaczyć mnie w telewizji i w sumie tyle. Świetna przygoda, bardzo miłe doświadczenie i tyle. Pewnie, że chciałoby się może takich więcej, ale bez żadnego parcia. Lepiej rzadziej, a wiarygodniej, niż częściej, ale sztucznie i bez sensu.

- Pracujesz może nad swoją nową muzyczną perełką?
- Cały czas bez ustanku nad czymś pracuję. Są momenty, że odpoczywam od pisania, a są takie, gdzie piszę tekst za tekstem. Każdy utwór staram się traktować jak "perełkę, aczkolwiek jak już mówiłem wcześniej, do sukcesu utworu bezdyskusyjnie potrzebny jest chwytliwy teledysk, bo samo słuchanie już mało kogo satysfakcjonuje. Żeby zainteresować piosenką, trzeba podeprzeć ją obrazem i już. Podejmuję przy tym różne tematy, nie tylko te związane z moją niepełnosprawnością, bo to byłoby nudne, a słuchacze są też wybredni i maksymalnie ciężko trafić w ich gusta, jeżeli nie podejmuje się pospolitych tematów typu: alkohol, imprezy i szybkie kobiety.

- Kto jest Twoją inspiracją? Jest ktoś na kim się wzorujesz?
- Właściwie nie wzoruję się na nikim. Chcę pisać o czymś, o czym jeszcze odbiorcy nie słyszeli dotąd. Nie lubię powielania pomysłów i robienia rapu jak ktoś już go robi. Chcę być w stu procentach sobą i pisać co mi się w głowie ułoży. Niegdyś miałem paru ulubionych raperów, których wręcz podziwiałem, ale to przeszłość. Nadal szanuję ich muzyczne dokonania, ale wiem, że muszę już iść własną drogą.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z pływaniem?
- Nauczyłem się pływać bardzo dawno temu, jako mały chłopiec, bo mój tata i brat byli pływakami i siłą rzeczy kontynuowałem tradycję rodzinną. Nie szedłem jednak w stronę wyczynowego sportu z wielu różnych przyczyn aż do momentu, kiedy na uczelni przyszło mi wyrobić zajęcia z wf-u na basenie. Wtedy okazało się, że wcale nie zapomniałem jak się pływa, a co więcej, z powodu uprawiania różnych sportów amatorsko przez praktycznie całe życie, jestem w niezłej kondycji i mogę jeszcze zacząć się rozwijać w tym kierunku mimo późnego wieku. Było to dokładnie dwa lata temu, miałem 22 lat wtedy. Poznałem trenera Waldemara Madeja, który jest specjalistą w dziedzinie trenowania osób z niepełnosprawnościami wzrokowymi, a on stwierdził, że widzi we mnie potencjał, co było dla mnie szokiem i wziął mnie pod swoje skrzydła.

- Jakimi sukcesami w tej dziedzinie możesz się pochwalić?
- Największymi sukcesami w moim wykonaniu są: brązowy medal Mistrzostw Świata na 100 m stylem grzbietowym w kategorii s11 obejmującej osoby niewidome, który zdobyłem w tym roku w Glasgow, oraz brązowy medal Mistrzostw Europy dla odmiany na 100 m dowolnym w tej samej kategorii zdobyty rok temu w Eindhoven. Mam też kilka medali Mistrzostw Polski z tego roku i poprzedniego z różnych dystansów np. 50 i 100 m grzbietem czy 50 i 100 m dowolnym.

- Ciężko jest mi wyobrazić sobie Twoje życie, jak to jest nie widzieć tego, co dzieje się dookoła?
- Mówiąc w telegraficznym skrócie, żyje zupełnie normalnie, jak każdy. Wiem jednak z doświadczenia, że nikt kto nie miał dotychczas do czynienia z osobami niepełnosprawnymi nie uwierzy w taką odpowiedź, podczas gdy właśnie tak jest. Może jeszcze 50 lat temu byłoby kompletnie inaczej, ale dziś technika jest na tyle rozwinięta, że są programy i aplikacje, dzięki którym komputer czy telefon komórkowy mówią, a wiele przedmiotów codziennego użytku jest przystosowana do potrzeb osób niewidomych. Jednym z dowodów jest np. napis w języku Braille-a na większości leków. Wprawdzie języka tego używa się coraz rzadziej z powodu komputerów i książek elektronicznych czy audiobooków, ale w tym i jeszcze paru innych wypadkach jest on niezastąpiony. Jedynymi chyba realnymi ograniczeniami jest kategoryczny brak możliwości posiadania prawa jazdy (chociaż już pracuje się nad samochodami prowadzonymi przez GPS, ale wiadomo, to dopiero melodia przyszłości i zawsze jednak nie to samo) i kłopot w samodzielnym poruszaniu się po miejscach, których się nie zna. Z białą laską można dotrzeć prawie wszędzie, tyle że ktoś wcześniej musi nas zaznajomić z miejscami, po których chcemy się potem poruszać samemu. Trzeba zapamiętywać topografię terenu, układy ulic, gdzie są przejścia dla pieszych itd, ale to wbrew pozorom nie jest takie trudne. Każdy idąc nową drogą musi ją poznać, zapamiętywać gdzie skręcić czy gdzie przejść przez ulicę, ale po drugim, trzecim razie już idzie pewnie i wszystko pamięta, tak też jest w przypadku osób niewidomych. Z osobom towarzyszącą natomiast, dziewczyną, znajomymi, można już dotrzeć wszędzie i bez żadnych ograniczeń, więc nie jest absolutnie tak źle, jak może się wydawać osobom postronnym.

- Jakie jest Twoje marzenie?
- Moje marzenie jest takie, żeby za kilkadziesiąt lat, jak już będę człowiekiem mocno zaawansowanym wiekowo, móc sobie powiedzieć, że czuje się spełniony i niczego nie chciałbym zmienić w swoim życiu nie żałując tego, co robiłem. Mam jednak nadzieję, że zbyt prędko taki moment nie nadejdzie.

Serdecznie dziękuję Wojtkowi za poświęcenie mi swojego bezcennego czasu i fantastyczną współpracę.:)

Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

czwartek, 10 grudnia 2015

Dlaczego akurat to?!

Patrząc na moje zamiłowanie do muzyki ostatnio postanowiłam przeanalizować jak zmieniał się mój gust. Niektóre piosenki cały czas siedzą w mojej głowie i bardzo często je nucę ale ponowne przesłuchanie moich wielu faworytów bardzo mnie przeraża.
Mając kilka lat słuchałam tego co było na czasie. Zawsze w niedzielę przed obiadem była włączana Viva i zaczynał się maraton z hitami, przy których mała Monia miotała się po salonie nazywając to tańcem. 
Z okazji tego, że już za chwilę (patrząc jak ten rok szybko upłynął to będzie dosłownie pstryknięcie palcami) wkroczę w dorosłość i po raz pierwszy legalnie wypiję swoje pierwsze piwo, mogę śmiało powiedzieć o swojej młodości. Już parę razy usłyszałam, że jestem starą łupą więc tak, wolno mi.
Miałam cudowne dzieciństwo, to był jeszcze ten okres gdzie popołudnia i wieczory spędzałam na podwórku, o 19 oglądałam Smerfy i zajadałam się parówkami.  
Pierwszym zespołem, na punkcie którego zupełnie oszalałam i był moją drugą miłością zaraz po Kubusiu Puchatku był Ich Troje. Wszystkie gazety z dodatkiem w postaci ich płyt były moje, a szczyt szczęścia osiągnęłam gdy dostałam plakat grupy od wujka. Teraz tylko mogę się głęboko zastanowić co było w nich takiego urzekającego. Może to te czerwone włosy Wiśniewskiego albo dziwny teledysk do "Powiedz"?
Michał i jego rozpoznawalność to był strzał w kolano, teraz jak wygląda znacznie lepiej to poniżył się "Filiżanką". Afera goniła aferę i tak robiło się o nich głośno. Typowi skandaliści, po których słuch zaginął. 
Później, gdy wszystkie płyty i plakaty przepadły, bo nie wiem co się z nimi stało kontynuowałam tradycję "tańca" przed telewizorem i moimi wiernymi fanami - rodzicami, którzy po prostu siedzieli na kanapie i martwili się żeby nic mi się nie stało przy wygibasach. W wieku pięciu lat byłam zafascynowana zespołem, którego nie powinnam słuchać w tym czasie. Vivą zawładnęła grupa Ascetoholix. Mi kojarzy się tylko z jednym utworem. Tak, dokładnie z tą szowinistyczną, poddaną ostrej krytyce, przepełnioną seksizmem piosenką. Przedstawienie ówczesnych dyskotek, typowi macho i łatwe dziewczyny, czyli "Suczki". Kawał historii, do tej pory znam cały tekst i uwielbiam ją sobie nucić pod nosem. Chociaż tekst i teledysk jest tragiczny to ma w sobie ten ukryty urok. A może to zwykły sentyment.
Ostatnim hitem, który był i jest ubóstwiany przeze mnie do dziś jest "Przez chwilę" autorstwa Nowatora. Kilka miesięcy temu zrobiło się o nim głośno za sprawą nowej piosenki z Magdą Femme, która była żoną Michała Wiśniewskiego i wokalistką w Ich Troje. "Jestem na tak" czyli nowa propozycja od tego duetu zahaczająca o klimaty reggae z niepotrzebnym naciąganiem refrenu ale mniejsza o to.
Trzeci utwór to totalnie pozytywny, lekko szalony bełkot człowieka, który ma wszystko gdzieś. Nic mu się nie chce, nic nie musi, leży i pachnie. Jest o wszystkim i o niczym. To pewnie dzięki niej w kraju były modne piosenki bez konkretnego sensu, coś jak disco polo. 
Później na szczęście zaczęłam bardziej świadomie dobierać piosenki nie kierując się tłumem. Dzisiaj patrząc na to wszystko mam mieszane uczucia. Jest to jednocześnie szok, obrzydzenie i duma z radością. Niecodzienne połączenie, które ma swoje zastosowanie. 
Zapraszam do przeczytania innych postów.:)