wtorek, 6 grudnia 2016

Normalni - nienormalni.

Dokładnie pięć lat temu wydarzyło się bardzo dużo rzeczy, ex-prezydent Obama wpadł na wódkę do Polski, powstał Ruch Palikota, Taylor Swift zmieniła kolor włosów, Justin Bieber nakręcił o sobie fim, kilka katastrof, kilkanaście śmierci. Sama dokładnie nie pamiętam co robiłam w 2011 roku, chyba zaczynałam swoją przygodę w gimnazjum. Ale skoro wszystkie złe rzeczy mamy za sobą, pora przejść do tej przyjemniejszej części. 
Gdzieś tak na wiosnę, kiedy to młodzież cieszy się nadchodzącymi wakacjami, w trudach został wypchnięty na świat Diaboł Boruta. 
Jak sami twierdzą, swój pierwszy koncert zagrali jeszcze przed Mieszkiem I (i wcale nie mam na myśli tego z Grupy Operacyjnej), ale do całej historii kapeli odsyłam Was tutaj
Folk metal w czystej postaci, czyli to co uwielbiam. Nawet śmiało można ich nazwać takim Wielkim Wybuchem w tym gatunku, bo nie znam drugiej tak dobrej kapeli i nie jest to tylko moje zdanie. 
W trosce o fanów i o to, żeby płyty się sprzedawały poświęcili swoje cztery litery i nagrali jeden z teledysków w styczniu, wtedy kiedy największy mróz i strasznie piździ po kalesonach. 
Nie mówmy o tym, że zdarzyło im się zagrać z playbacku, ale to dla TVN'u, to się nie liczy.
Najbardziej cieszy mnie chyba fakt, że nawet moja rodzicielka skrycie podkochuje się w tej kapeli, a "W moim ogródecku" z najnowszej płyty nuci pod nosem 24/7. 
Piękni lub nie, szarmanccy - jak najbardziej, pełni pasji do grania i wcale mi za te słowa nie zapłacili. 
Miałam okazję pomęczyć tych gości przez kilka minut, a na pytania odpowiadał mi Paweł Leniart i oczywiście swoje pięć groszy wtrącił Paweł Szczupak. 

- Ktoś kiedyś nazwał Was jakoś prześmiewczo?
- Borubary. Tak to było, kiedy nasz świętej pamięci prezydent mówił przy meczu piłkarskim, że grał Borubar - Boruc. Ktoś to kiedyś podłapał i to jedyne co mi przychodzi do głowy. 

- Jaki tak naprawdę jest Diaboł Boruta?
Rundu: Diaboł jest imprezowiczem. Szybki, agresywny, delikatny, powściągliwy i raptowny.
- A jaki jest, zobaczymy jaki będzie, bo na razie ma chęć na następną płytę. Zobaczymy co z niego wyjdzie, bo nareszcie ustabilizował się skład. 

-  Każdy zespół ma tam jakąś historię powstania, a u Was, gdyby nie Korpiklaani nie byłoby Diaboła?
- Tak, poniekąd tak. Trochę też Misteria, ale ona się później rozleciała. Ale do takiego folkowo metalowego grania to tak, Korpiklaani i "Vodka" usłyszana całkowicie przypadkowo. 

- Czy wykorzystanie utworów "Leśnik" Bohdanowicza, "Epos" Tuwima i wiele innych to sposób na brak pomysłów na teksty?
- To dlatego, że te wiersze są tak zarąbiste, a nigdzie się o nich nie mówi. Nie słychać Tuwima, oprócz tych "komercyjnych" utworów, tak samo jest z resztą, więc te teksty się gdzieś tam pojawiły. To pomysł, żeby je przypomnieć. Na tej nowej płycie są ściągnięte tylko dwa teksty, reszta to jakieś tam moje wypociny.

- Ta Wasz biografia, która krąży gdzieś w internecie, to Twoja sprawka?
- To wszystko prawda. To jest napisane przez historię i przez starych kronikarzy i nie ma żadnego ściemniania. 

- Mam rozumieć, że bitwa pod Cedynią i zabory to Wasza wina?
- Miedzy innymi, ale jesteśmy skromni, nie mówimy o tym. 

- W sumie to dlaczego zrezygnowałeś z pracy w szkole?
- Już mnie to denerwowało jeżdżenie, żeby posklejać etat, mała kasiura i cofanie się, gdy kolejny rok powtarza się to samo. Zaczęło mnie to nudzić, a jak się człowiek nudzi to stoi w miejscu. 

- Jak chcecie, żeby Was zapamiętano?
- Jeszcze nie chcemy być zapamiętani, staramy przypominać się na bieżąco i mam nadzieję, że to trochę potrwa. Jeśli kiedyś przestaniemy grać, to będziemy o tym myśleć, a póki co zaczęliśmy kombinować kawałki na następną płytę. A co do pamięci, to jestem niezmiernie wdzięczny Pani Janowskiej za zarąbiste życzenia urodzinowe i stawiam za to jogurt. Jeśli chodzi o zapominanie, bądź pamiętanie to jest na to rada - za dużo masła - za mało orzechów i sexów. I życzymy wszystkim małej sklerozy, również w stosunku do bliskich. 

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko podziękować Diabołowi za cierpliwość, świetny koncert i miło spędzony czas. Panowie, wiem, że to przeczytacie, więc z góry mówię, jeśli przestaniecie grać, to Was znajdę, a nie będzie to trudne. 
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

czwartek, 1 grudnia 2016

Mów mi dobrze!

"Uwielbiam happysad za nieprzewidywalność, ciekawe, nieoczywiste teksty i elektryzującą muzykę. Każda kolejna płyta jest pewnym zaskoczeniem. Moim zdaniem jest to dość specyficzny zespół, bo jest wierny przede wszystkim sobie, swoim emocjom, a nie oczekiwaniom fanów. Dzięki temu wypracowali sobie duży szacunek wśród słuchaczy, ponieważ dzielą ich mile od komercji, a jest to tak rzadko spotykane" - Kasia, wierna słuchaczka zespołu od lat, która zgodziła się podzielić swoją opinią.
Czy można dodać coś jeszcze? Happysad od lat porywa tłumy, nie tylko swoimi tekstami, które faktycznie skłaniają do refleksji, ale też melodią, która sprawia, że aż chce się tańczyć czego doświadczyłam na koncercie. Mieli wzloty i upadki, pierwsze dwie płyty - sukces, trzecia trochę gorsza i nie jest to tylko moja opinia, ale później było już tylko lepiej. 
Jeśli zapytacie dlaczego taki tytuł, to właśnie przez ten utwór zaczęłam swoją przygodę z zespołem happysad i wcale nie był to tak wszystkim bardzo dobrze znany kawałek "Zanim pójdę", ale o nim później. 
Dawno nie byłam tak podekscytowana. Zna ich przecież cały kraj i nie tylko, a ja mogłam sobie z nimi porozmawiać na luzie. Na moją serię pytań odpowiadał mi wokalista kapeli Kuba Kawalec.

- Przy zakładaniu zespołu i tworzeniu swojego stylu na kim się wzorowaliście?
- Jedyne co mieliśmy to jakieś swoje ulubione kapele, swoje ulubione rzeczy muzyczne i jakąś taką małą bo małą umiejętność grania na tamten moment. Musisz sobie wyobrazić np. mnie, bo ja zaczynałem wtedy swoją przygodę z muzyką, chłopaka, który gdzieś tam się wewnętrznie rozdarł i jedyne czym mógł się wyrazić to piosenka i gitara i kilka akordów, które znał. To był jedyny środek artystyczny, w którym ja mogłem wykrzyczeć te swoje rzeczy. Tak to się zaczęło, nie było planu muzycznego, że my będziemy kogoś na scenie zastępować albo komuś wtórować albo będziemy się mieścić w jakieś ramy. Oczywiście, to co graliśmy wynikało z naszych umiejętności, ale z tego co też słuchaliśmy do tej pory, a słuchaliśmy raczej prostych, polskich rzeczy. To nam pewnie ułatwiło w procesie tworzenia, bo nie mieliśmy chęci ani potrzeby jakiś potwornie rozbudowanych utworów. Ale z czasem, kiedy to rosło nasze doświadczenie i liczba koncertów, co dalej jest zaskakujące dla nas, rośliśmy w doświadczenie, w umiejętności grania i teraz chcemy korzystać z tego jak najwięcej.
Nie było planu, nie było założeń muzycznych, wydaje mi się, że ciężko jest to zaplanować. Myślę, że są zespoły, które są jakimiś tworami marketingowymi, chłopcy z jakiś castingów. Całe szczęście coraz rzadziej się to zdarza, gdzie ktoś układa im przyszłość muzyczną. To jest dziwne, bo ja traktuję muzykę jako sztukę, jako jakiś autentyczny środek komunikacji z kimś, w tym przypadku z publicznością.

- Kiedykolwiek myśleliście, że jeden z Waszych albumów będzie na liście najważniejszych w historii polskiego rocka?
- Do tej listy trzeba mieć potworny dystans. Tę listę tworzyła gazeta “Teraz Rock”, która jest już lekko spulchniałą i spróchniałą gazetą, powinna się nazywać “Kiedyś Rock”. Tam jest garstka dziennikarzy, którzy faktycznie gdzieś tam nas docenili, to jest oczywiście miłe, ale w żaden sposób nie może być reprezentatywne. W ogóle żadna tak do końca recenzja dziennikarska nie może być w pełni reprezentatywna. To jest wycinek, jakaś czyjaś sugestia, jakaś opinia. W tym przypadku jest tam może ich dziesięciu i może sześciu, a nawet mniej zagłosowało na ten album. W jakiś sposób oczywiście to nas nobilituje, ale też bez przesady. My nie jesteśmy aż tak bardzo przywiązani do tego wyróżnienia jak np, do tego, że gdzieś tam te nasze płyty ludzie kupują, a już najważniejsze, że przychodzą na koncerty, to jest największe wyróżnienie.

- Zrobiłam wśród znajomych małą ankietę, nazwali Was kapelą depresyjną, zespołem dla nieszczęśliwie zakochanych, zbuntowanych gimnazjalistek. Zresztą, jest nawet ten żart, który odnosi się do Was i dwóch innych kapel.
- Kompletnie nigdy nie byli na naszym koncercie, dlatego to jest kompletna bzdura. Ja też chodziłem na koncerty kiedy miałem 15 lat. Ludzie często nie mają świadomości, że po stokroć lepiej, żeby ta młodzież, jeśli miałaby przychodzić na koncerty, to niech już faktycznie przychodzą na nas i zaczynają od kapel, które nie są wybitnie muzycznymi tworami, ale są na pewno szlachetniejsze, niż te rzeczy telewizyjne, które są dosyć, nie chcę nikogo obrazić, ale są trudne. Wracając do pierwszej części pytania, czy depresyjny, no tak, ale ja bym to podciągnął pod jakąś emocjonalność, to nie jest zamierzenie samo w sobie depresyjne, dla nas to jest kanalizacja swoich emocji, swoich jakiś tam lęków, niepokoi, zawsze tak było. To takie opowiadanie o rzeczach, które nas jako gatunek ludzki, ale też i osobiście spotykają w życiu, bardziej naznaczone negatywnie niż pozytywnie. Łatwiej się tak tworzy, poza tym nam to zupełnie nie przeszkadza. Ja uwielbiam smutną muzykę, smutne filmy są o niebo bardziej inspirujące niż jeden śmieszny żart powtarzany po stokroć. To nie jest nawet zarzut, a wydaje mi się, że komplement.  

- Jak czujecie się z tym faktem, że większość kojarzy Was tylko z utworem “Zanim pójdę”?
- Wiesz co, tak na dobrą sprawę ciężko się z tym zgodzić,bo wydaliśmy 6 płyt, każda z nich jest złota, część z tych płyt jest platynowa. Wydając płytę szóstą cały czas mamy mnóstwo ludzi na koncertach, oni nie przychodzą dla tej jednej piosenki. Ludzie, którzy nas nie znają słuchają radia, oglądają telewizję gdzie nigdzie nie jesteśmy puszczani, a jak już to tylko ten jeden utwór, to faktycznie, znają tylko ten utwór. Ja uważam, że ludzie, którzy znają nas z jednego utworu nie znają nas wcale. Dowodów na to, że ludzie nas znają mamy co tydzień co najmniej cztery, bo tyle gramy koncertów.

- “Smutni ludzie” to taki opis współczesnego świata?
- Większość piosenek opisuje współczesny świat przez pryzmat bohaterów wyalienowanych. Zawsze tak było, że występował jakiś podmiot liryczny, który w jakiś sposób odkleja się od rzeczywistości, obserwuje tą rzeczywistość ale do niej nie przystaje. To nie jest zaplanowane, ale tak mi się tworzy lirycznie. To nie jest wyjątek, jest mnóstwo takich scenek, które można podciągnąć pod jakąś tam refleksję społeczną.

- Myśleliście kiedyś, żeby zrobić album typowo śmieszkowy?
- My chyba nie umiemy (śmiech). Nie wiem, nawet takie piosenki, które wydają się być rytmiczne jak “W piwnicy u dziadka” czy “Damy radę”, to one i tak mają w sobie jakąś tam nutę goryczy. Byłoby nam trudno. Są zespoły, które świetnie się tym zajmują, jest Big Cyc, jest mnóstwo kapel, które opowiada dowcipy. Ja nie zakładam, że to się nie zmieni, może kiedyś dostaniemy zastrzyk pozytywnej energii i nagle trzepniemy płytę “10 pochwalnych hymnów życia” (śmiech).

- Wasi internetowi słuchacze twierdzą, że Wasz ostatni krążek jest porażką.
- Część tak, ale to źle o nich świadczy, bo się kompletnie nie znają. Ogromna część ludzi stwierdziła, że płyta jest bardzo dobra i z nimi się najczęściej spotykamy na koncertach. To bardzo dobra płyta, ale ludzie niestety nie są przyzwyczajeni do prostych rytmów. Ja nie uważam, żebyśmy za bardzo wybiegali poza formę piosenkową, jest może trudniejsza przez formę piosenek. Pozwoliliśmy sobie na bardzo dużo i cieszymy się, że mogliśmy to zrobić i będziemy z tej możliwości korzystać. To nie jest groźba wobec fanów, ale mamy ogromną radość, że masa ludzi tę płytę doceniła i nawet dla dużej części ta płyta stała się pierwszą. Cały czas powtarzamy ludziom, że chcemy korzystać z tego, co daje nam doświadczenie, co nam daje liczba zagranych koncertów, co nam daje liczba spędzonych godzin na scenie. Nie chcemy się absolutnie dusić w sosie, który stęchniał ileś lat temu. Nie wstydzimy się tych wcześniejszych piosenek, ale nikt z nas nie powie, że czuje się dobrze w ciuchach, które kupił sobie 10 lat temu.

- Od dwóch lat bez płyty, fani się niecierpliwią, kiedy coś nowego?

- Płyta jest praktycznie zrobiona, chcemy ją sobie dopieścić i nie chcemy się spieszyć tak jak przy poprzedniej, gdzie pośpiech okazał się być katastrofą. Mamy taki ambitny plan, żeby wydać w lutym. Unikamy jak ognia takich datowych deklaracji, bo później ludzie mają do nas żal, że coś obiecaliśmy, a nie zrobiliśmy. Mamy milion schodków do pokonania i na każdym możemy się wypieprzyć i spaść na sam dół, tak jak było przy poprzedniej płycie, więc powolutku. My też się niecierpliwimy, bo chcemy już grać te piosenki na koncertach, a mamy poczucie, że są naprawdę dobre.


Kubie bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i przemiłą atmosferę. Panowie, widzimy się na następnych koncertach!
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)

wtorek, 15 listopada 2016

To już 30 lat! cz.3

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z wywiadami, czyli prawie rok temu moja koleżanka powiedziała, że jeśli The Bill zgodzi się na rozmowę ze mną to będzie pod wrażeniem...
Nie minęło dużo czasu od tej naszej pogawędki z koleżanką, a ja już mogę się pochwalić znajomością z Panem Dariuszem.
Ze wszystkich trzech postów, które poświęciłam zespołom świętującym w tym roku ten okrągły jubileusz, to na koncercie mojego dzisiejszego bohatera średnia wieku była powyżej dwudziestu pięciu lat, przynajmniej spotkałam się z kulturą pod sceną. 
Po licznych zmianach w zespole na przestrzeni tych trzech dekad wyjściowy skład dalej porywa tłumy między innymi swoim przebojem "Kibel". Każdy fan przynajmniej raz zanucił ten kawałek w porcelanowym królestwie, czy jak kto woli miejscu zadumy. "Historia pewnej miłości" w dzisiejszych czasach jest nam znana z autopsji, "Dziki zachód" to już norma i przez te kilkanaście lat wciąż aktualna. "Barbi" opisuje typowe Karyny z blokowisk, dla których solarium jest priorytetem. Ogólnie płyta Sex'n'roll prawie w całości odnosi się do naszych czasów. Czy może Panowie z zespołu potrafią czytać z gwiazd albo kart i przewidzieli przyszłość? Może spotkali ufo i oni opowiedzieli im o nadchodzących wydarzeniach? Tego się nie dowiemy, ale na kilka innych pytań odpowiedział mi założyciel i wokalista Dariusz Śmietanka, o przewrotnym pseudonimie "Kefir".

- Interesuje mnie jedna rzecz, a mianowicie śpiewacie w jednej z piosenek, że “obmyślacie nowy plan”. Czy The Bill powstał na toalecie?
- Wiesz, nie. Zespół nie wziął się z obmyślania planu na toalecie. Natomiast często robię próby w tamtym miejscu. Pewne plany faktycznie się tam tworzyły, ale chyba nie sam The Bill.

- U kogo stoi tytułowy kibel?
- No u mnie.

- “Gówniane” piosenki to Wasza specjalność?
- Myślę, że nie. To jest jedna ze stu. To jest taki żart, rzeczywiście jest bardzo popularny i w jakiś sposób do nas przylgnął, myślę, że nie do końca słusznie. Mamy mnóstwo innych piosenek o w ogóle innej tematyce. To jest żart i tylko w ten sposób można na to patrzeć, nie ma tam wielkiego przekazu. Swego czasu niezwykle fascynowała mnie muzyka Sex Pistols, więc do tej muzyki napisałem tekst, który będzie o niczym. Tak naprawdę jeśli ktoś zna naszą twórczość, to tych piosenek “gównianych”, ale nie takich stricte, ale takich seksistowskich, kabaretowych mamy może z pięć do siedmiu.

- “Mam dwie lewe ręce” to taki głos prostego człowieka z lat 90.?
- To jest piosenka, która jest przeciwko. Nie jest głosem tylko piosenką, która obnaża pewien schemat funkcjonowania niektórych ludzi. Pomimo tego, że jest tak, a nie inaczej to zawsze się udaje. W żaden sposób nie jest to kawałek chwalący nieróbstwo, lenistwo, kombinowanie itd.

- Możecie o sobie powiedzieć, że jesteście zespołem skrajności?
- Od powagi do pastiszu? Pewnie tak, ale takie jest życie i my to gdzieś tam komentujemy tak, jak żyjemy, raz wesoło, raz poważnie, raz smutno. Czy skrajności, w tych kategoriach żart i powaga to tak.

- Jaki był najbardziej burzliwy okres w Waszym życiu zespołowym?
- Wiesz, nigdy nie robiliśmy rzeczy kojarzonych z punk rockiem typu demolowanie hoteli. Tak naprawdę jedyną rzeczą jaką traktujemy poważnie w tym całym punk rockowaniu jest muzyka. A zdarzyły się różne rzeczy, czego dowodem są liczne zmiany w zespole, lata nieobecności na scenie itd. Natomiast takich ciekawych historii, że wyrzucaliśmy telewizory przez okna to nie mamy.(śmiech)

- Czy żałujecie czegoś, jakiś decyzji, które podjęliście w zespole?

- No pewnie tak, ale nie chcę o tym mówić, bo to przeszłość, do której wolę nie wracać, a żyć tym dniem dzisiejszym, ewentualnie myśleć o koncertach, które są przed nami i o tym co przed nami. To co było gdzieś tam zostaje w głowie i ma jakiś wpływ na obecne działania, bo były takie sytuacje, ale one nie są istotne w tej chwili.

- Kiedy usłyszymy coś nowego w Waszym repertuarze?

- Dużo koncertów chcemy zagrać, to przede wszystkim. Mamy praktycznie nowy skład i jeśli poukładamy sobie już wszystko tak, jak chcemy zabierzemy się za nowe rzeczy. W dniu dzisiejszym nie mamy ani jednego nowego kawałka i nawet nie czuję takiej weny, żeby coś tworzyć, chyba się już wystrzelałem. (śmiech)

Panu Dariuszowi serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas i przemiłą rozmowę. Całemu zespołowi życzę kolejnych kilkudziesięciu lat na scenie.
Zapraszam do przeczytania innych moich postów :)

niedziela, 6 listopada 2016

Odkrywamy artystę: Battledragon


[ENG below]
Czasem mam ochotę poszukać kogoś ciekawego w internecie. Świat jest pełen genialnych artystów, tylko jeszcze nieodkrytych. Dlatego powstała u mnie ta seria, która ma na celu spopularyzowanie zespołów naprawę utalentowanych.
Moimi dzisiejszymi bohaterami są panowie z Finlandii, którzy podbili moje serce coverem “My Heart Will Go On”, który zupełnie przypadkowo trafił w moje ręce.
Grupa Battledragon, może nie ma dużo utworów, ale zdecydowanie skupili się na jakości. Każdy z nich oczywiście ma dodatkowe zajęcie, więc mają usprawiedliwienie.
Jednak power metal w ich wydaniu jest czymś wyjątkowym. Wysoki wokal, rytmiczne gitary i ostra perkusja, czyli dla mnie cudo.

Zdecydowanie Panowie są moim odkryciem roku i nie mogę się doczekać ich koncertu. Może za kilka miesięcy uda mi się ich spotkać w Finlandii.

- Jak Battledragon zaczął swoją karierę w Internecie?
- Wszystko zaczęło się od utworu "My Heart Will Go On", ponieważ myśleliśmy, że będzie to brzmiało dobrze w wersji power metalowej. Wtedy została wydana surowa wersja demo i już więcej za bardzo o tym nie myśleliśmy. Głównie było to po prostu dla zabawy i nie planowaliśmy nic więcej. Później okazało się, że ludziom rzeczywiście się spodobało i chcieli usłyszeć więcej. To właśnie wtedy zaczęliśmy myśleć o Battledragon jak o bardziej poważnym projekcie. Kilka lat później na początku 2016 roku wydaliśmy tą samą piosenkę w lepszej, bardziej "zespołowej wersji" , aby pokazać jak dorośliśmy do bycia zespołem przez duże Z.

- Dlaczego zajmujecie się tylko coverami?
- Robienie coverów utworów z różnych gatunków jest dla nas dobrym sposobem, aby pokazać jak każda dobra piosenka będzie działać w dowolnej formie. Chcemy by nie wpływała na nas tylko muzyka metalowa, ale muzyka ogólnie. Jest tak wiele do nauczenia się w nowoczesnej dziedzinie muzyki. Wykonywanie coverów jest również dobre dla nas, żeby ćwiczyć nasze umiejętności i poznać siebie nawzajem w sensie muzycznym. I jest z tego dużo zabawy!

- Czy kiedykolwiek myśleliście o własnej piosence?
- Własne utwory ... jednym słowem: TAK! Będą oryginalne utwory Battledragon prędzej czy później. Mamy już kilka piosenek nagranych, ale nie chcemy się spieszyć.

- Nie macie ograniczeń, jeśli chodzi o covery. Dlaczego zabraliście się za Freestyler?
- Freestyler jest doskonałym przykładem jak podchodzimy do piosenek. Nie dbamy o gatunek. Jeśli utwór jest dobry, interesujący, czy mamy jakieś nostalgiczne odczucia z nim związane (podobnie jak z Freestyler), to jest doskonały. Jak powiedziałem wcześniej, muzyka powinna być dobrą zabawą i to jest dokładnie to, co robimy. Nie znaczy to jednak, że nie będziemy traktować poważnie tego zespołu, zawsze dążymy do ulepszania naszej gry i nas samych.

- Spodziewaliście się takiego sukcesu “My Heart Will Go On”?
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi widząc to, jak wiele osób znalazło tą piosenkę i przesłuchało ją. Oczywiście że czujemy się dobrze, gdy ludzie doceniają to co robimy i rozpowszechniają naszą muzykę. Jest to ogromny bonus, ponieważ nigdy nie myśleliśmy, że ludzie znajdą Battledragon.

- Jest jakaś fińska kapela, na której się wzorujecie? Może Sonata Arctica?
- Battledragon nie jest wzorowane na żadnym konkretnym zespole, ale oczywiście nic nie poradzę, że łatwo można usłyszeć w naszej muzyce wpływy wielkich fińskich zespołów metalowych, takich jak Stratovarius, Nightwish, Sonata Arctica itp.. Są to zespoły, na których wszyscy dorastali i je podziwiali. W pewien sposób staramy się uhonorować te źródła muzyczne tym, co robimy teraz, ale chcemy dodać coś własnego i tworzyć własne brzmienia Battledragon.

- Jakie macie plany na przyszłość?
- Teraz naszym głównym planem na przyszłość jest wydanie własnego materiału. Do tego właśnie ten zespół naprawdę dąży. Oczywiście nadal będziemy robić covery, ale uważamy, że nasz własny materiał powinien być teraz priorytetem. Następny rok będzie pełen ciężkiej pracy w studio i nie możemy się doczekać, żeby nasza muzyka dotarła do Was! Mówiąc o coverach, jeszcze w tym roku wydamy teledysk. Będzie on do piosenki, którą niektórzy już może słyszeli na żywo, także oczekujcie go wkrótce!  



Sometimes I want to look for someone interesting on the web. The world is full of brilliant artists, but some are still undiscovered. Therefore, I have created this kind of series, which aims to popularize very talented bands.
My today's main guests are men from Finland, who have conquered my heart with a cover of "My Heart Will Go On," which fell into my hands completely by accident. A group Battledragon may not have a lot of songs, but they definitely focus on quality. Each of the members has an additional job, so they have an excuse. However, power metal performed by them is something special. High vocals, rhythmic guitars and fierce drums – for me, it’s marvelous. These gentlemen are definitely my discovery of the year and I cannot wait for their concert. Maybe in a few months I will be able to meet them in Finland.

- How Battledragon began his career on the internet?
- It all started with the song "My Heart Will Go On" because we thought it would sound good in power metal form. At the time a crude demo-type version was released and we never really thought much more about it. Mainly it was just for fun and nothing more was planned. Later it Became clear That people actually liked it and wanted to hear more, and that's when the thought of making Battledragon into a more serious project was actually conceived. Years later in early 2016 we released in a better produced, more "band version" of the same song to reflect how the band had grown to really be a proper BAND.

- Why are you only doing cover songs?
- Covering songs from different genres is a good way for us to show how a good song will work in any form. We like to be influenced not just by metal music, but music in general. There is so much to be learnt out there in the modern field of music. Making covers is also good for ourselves to practice our production skills and get to know each other in a musical sense. And it is also so much fun!

- Have you ever thought about making your own song?
- Own songs... in one word: YES! There will be original Battledragon songs coming sooner or later. We already have some recorded songs, but we don't want to rush it.

- You do not have restrictions when it comes to covers. Why did you do a cover of Freestyler?
- Freestyler is a perfect example how we approach songs. We don't care about the genre. If the song is good, interesting or we have some kind of a nostalgic feel about it (just like Freestyler), it is perfect. As said before, music should be about having fun, and that's exactly what we're doing. But that doesn't mean we wouldn't be serious with this band, we always aim to up our game and better ourselves.

- Did you expect such a success with "My Heart Will Go On"?
- We are so happy to see how many people have found the song and listened to it. Of course it feels good when people like what you're doing and spread the word. It is a huge bonus because we never thought that people would find Battledragon.

- Is there a Finnish band from which you get your inspiration? Maybe Sonata Arctica?
- Battledragon is not modeled after any specific band but of course it cannot be helped that one can easily hear the influence of big Finnish power metal bands such as Stratovarius, Nightwish, Sonata Arctica etc. in our music. Those are the bands we all grew up with and who we looked up to. In a way we are trying to honor those roots with what we're doing now but we want to add our own twist and create the own sound of Battledragon.

- What are you plans for the future?
- Now our main plan for the future is to release some original material. That's what this band is really aiming for. Of course we will continue doing covers but we feel that our own material should now be the number one priority. Next year is full of hard work in the studio and we cannot wait to bring our music to you! Speaking of covers, there will be a music video released later this year. It is for a song some people might have heard us play live already. So please look forward to it!

sobota, 29 października 2016

Sobotnia impreza

Kiedy po całym męczącym tygodniu w szkole czy w pracy czekasz na ten upragniony weekend przychodzi ona. Bezlitosna w swojej prostocie, namawiająca Cię do różnych używek sobota. Jednym kojarzy się z relaksem u boku drugiej osoby, drugim zaś z męczącym kacem drugiego dnia. 
Właśnie wróciłam z typowej wiejskiej imprezy i postanowiłam chociaż raz trzeźwym okiem popatrzeć co tam się dzieje. Oczywiście nie mogę wszystkich zaszufladkować, mówiąc o nich "banda debili", ale w większości tak jest. Od razu przypominają mi się historie mojego dziadka o tym, jak będąc młodym chłopcem obracał panienki i bił wszystkich, którzy tylko krzywo na niego spojrzeli. Niedużo się zmieniło.
Kluby typu disco to wylęgarnia typowych, znanych nam z memów Sebixów i Karyn. Wszystko tonie w kiczu i tandecie, a dziewczyny chcąc być oryginalne zdecydowanie przesadzają ze swoim wyglądem, ale kim ja jestem, żeby wypowiadać się w sprawach mody, skoro za nią nie podążam.
Głównym powodem tego całego zbiegowiska jest wódka, piwo, drinki, które są kluczowym elementem, żeby przetrwać te kilka godzin disco polo i kiepskich remixów. Obecność na wszystkich wiejskich imprezach jest oczywiście obowiązkowa, a brak Twojej osoby jest później traktowana jako dziwactwo. Jest kilka typów osób, które możemy wyłowić z tłumu. 
Weekendowi alkoholicy, których można spotkać przy wodopoju, a w połowie imprezy znajdziemy ich nieprzytomnych w toalecie. 
Typowe dresy, stojące gdzieś pod ścianą, z butelką piwa. Cechy charakterystyczne to czapka z daszkiem, kołczan prawilności, obowiązkowo szare dresy z krokiem na poziomie kolan i różne dodatki z nazwą jakiejś dość znanej marki. 
Łatwe laski, tańczące z drinkiem, w krótkiej sukience i w szpilkach, w których nie potrafią chodzić nie mówiąc już o utrzymaniu równowagi. Jeśli jakaś przypadkowa dziewczyna, klei się do kilku facetów naraz to wiesz już z jakim typem masz do czynienia.
Ciche myszki, siedzące w kącie, nikomu nie przeszkadzają. Typowe obserwatorki, które nie postawią swojej nogi na parkiecie, nie mówiąc o wizycie w barze.
Na koniec, cwaniacy, typowi samce alfa ze swoimi giermkami wyruszają na łowy, a ich cel to szybki, niezobowiązujący romans z jakąś pijaną dziewczyną. Gardzą wszystkimi dookoła i uważają się za ideał, taki narcyz.
Jednak ciągle ludzie przychodzą na takie zabawy, jedni ze względu na atmosferę i znajomych, drudzy dobrze się bawią przy disco polo, trzeci chcą się po prostu zalać w trupa. Jeden z moich znajomych idealnie określił całą bandę, mówiąc, że "za osiem złotych masz dobrą atmosferę, fajną muzykę, a później MMA".
Podsumowując, jest to dobry sposób na szybki podryw, ale trzeźwym lepiej tam nie przychodzić.
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)

piątek, 28 października 2016

Cudownych ... mam!

Każdy z nas posiada kilka osób w życiu, które niezwykle ceni, bez których nie wyobraża sobie życia, za które oddałby wszystko, po prostu są najważniejsze. Są to oczywiście rodzice, druga, bliska nam osoba, ale jest jeszcze jedna grupa. W mojej krótkiej egzystencji była ich czwórka, z czasem ta liczba się zmniejszała aż do dwóch osób. Teraz strasznie żałuję, że nie poświęciłam im więcej czasu, a teraz już ich z nami nie ma. Najcudowniejsza babcia i kochany dziadek są takim moim motorem do działania i prawdopodobnie bez nich nie byłabym w tym miejscu, w którym akurat jestem. 
Są takimi drugimi rodzicami, tylko nigdy nie podniosą na Ciebie głosu, akceptują i popierają wszystkie twoje pomysły i jak tylko mogą pomogą Ci w realizacji marzeń. Zawdzięczam im naprawdę wiele i z tego miejsca chciałabym im za wszystko podziękować i przede wszystkim życzyć zdrowia. Zapewne każdy z Was chciałby zrobić tak samo.
Ciekawa jestem, czy ktoś z Was wyobrażał sobie dobrą imprezę z udziałem staruszków. Jeśli nie to śpieszę Wam z odpowiedzią. Poznański muzyk Michael Bear lata temu, a konkretnie 3 wiosny temu stworzył wizualizację dobrego melo w wykonaniu dziadków. "Balkan Party" w kraju stał się niemałym hitem, sama katowałam ten utwór przez dłuższy czas. Młodzi duchem na oko siedemdziesięciolatkowie piją na umór, palą zioło, grają na konsoli, przebierają się za żółwie ninja, a przede wszystkim dobrze się bawią. Kto im zabroni? To, że są niewiele starsi nie oznacza, że muszą siedzieć w domu przed telewizorem, a po Teleekspressie pójść spać. Jestem pewna, że gdyby zdrowie im na to pozwoliło nie raz mogliby pójść na dobrą imprezę, trochę poszaleć jak kilka lat temu i poczuć się znowu jak za młodu. 
Ciekawe, czy moi dziadkowie chcieliby się zabrać ze mną na koncert, oczywiście bardzo spokojny, bo nie puszczę ich w pogo. 
Czym byłby świat bez nich? Niczym.
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)

wtorek, 18 października 2016

Dziabnięty Bimbrem cz.2

Cieszanów ciąg dalszy. Jeśli za rok będzie tak dobry skład, to ja śpię pod sceną i nawet się nie ruszam.
Dzisiaj druga kapela, którą pomęczyłam swoimi pytaniami i ogólnie zabrałam im trochę czasu. Goście pochodzą z Bielska-Białej, na scenie dają z siebie dwieście procent, jak nie więcej, ludzie ich uwielbiają i bardzo często witają hasłem "wypier**lać". Każdy zespół marzy o takim gorącym przywitaniu. Co za miłość!
Lej Mi Pół, największa moja zagadka. Teksty nie należą do górnolotnych, a nawet są głupkowate, ale to tylko taka maska. Jeśli myślicie, że oni faktycznie tacy są, to jesteście w wielkim błędzie. Zaskoczyli mnie swoją inteligencją i wysublimowanym humorem. Chciałabym kiedyś z nimi przeżyć jakąś dobrą imprezę, po której obudzę się na Ukrainie.
Wiedzą jak to jest dostać prętem po jajach, smakosze bimbru, gustują w siostrach, bazgrali kiedyś po ścianach i ich największym dziełem były cycki, uwielbiają kebaby, czyli narodowe danie perkusisty. Najprawdopodobniej odwiedzili dziewczyny z Tajlandii i przeżyli nie jedną przygodę z najróżniejszymi tabletkami. Ogólnie ostra mieszanka wybuchowa, koniecznie musicie wpaść na ich koncert, zaliczyć pogo i pośpiewać razem z nimi. Gwarantowane niezapomniane wrażenia!
Na kilka pytań odpowiadał mi nie najbardziej urodziwy facet, głos zespołu, czyli Maślak.

- Dlaczego tak się ograniczacie w nazwie zespołu, nie lepiej po prostu "Lej Mi Wszystko" albo " Nie Lej mi nic"?
- To się wzięło z improwizacji. Ktoś kiedyś rzucił takim tekstem na imprezie, śmialiśmy się jak debile z tego hasła przez co najmniej pół roku i dwa lata później założyliśmy zespół. Uznaliśmy, że to było prorocze, ale to nie ma żadnej głębi, nie ma żadnej idei. Ale picie mniej jest zawsze lepsze dla ciała i ducha.

- Co jest Waszą muzą, oprócz alkoholu?
- Skąd wiedziałaś, że alkohol? (śmiech) Oprócz alkoholu, nie ma inspiracji. Nawet nie słuchamy żadnej muzyki konkretnie. Znaczy, coś tam słuchamy, ale to nie przekłada się na to, co gramy, albo może się przekłada. Nie skupiamy się na tym tylko tak sobie gramy. 

- A macie jakieś inspiracje, bo fani twierdzą, że mocno zalatuje od Was Big Cycem.
- Wiesz co, nasi fani są ogólnie naprani jeśli coś mówią albo piszą w Internecie, więc nie ma się tym co sugerować. Natomiast nie ma się tym bardziej sugerować tym, co ja mówię, bo też wypiłem dwa piwa. Big Cycem raczej nie, chociaż tak to wychodzi. Niektórzy mówili, że gramy oi punka, nie wiedzieliśmy co to jest, dopóki nie dostaliśmy w ryja od skinheadów, to wtedy się dowiedzieliśmy. Niektórzy mówią, że gramy kalifornijski punk, ale my nie wiemy co to jest. Nie no, śmieję się, wiemy. Taką muzykę, jak my gramy słuchało się w latach 90. prosta muzyka, bez przejść, bez solówek, zwrotka, refren, zwrotka, refren i następna. Takie proste lata 90.

- A taka wymarzona współpraca?
- Wiesz co, graliśmy dużo koncertów, nie mamy czegoś takiego. Mamy sporo koncertów, które zagraliśmy z takimi zespołami jak TPN 25 czy Kabanos i wiele innych, które jak nie wymienię to się obrażą, więc nie chcę wymieniać, ale to było już wymarzone, żeby z nimi grać. Nie mamy takich celów, żeby z kimś tam zagrać jak na przykład z Dawidem Podsiadło, ale jeśli chciałby z nami zagrać to nie ma problemu. 

- Czy twórczość jakiegoś zespołu, artysty wpłynęła na Was tak jak uderzenie prętem po jajach?
Wiesz, to są wszystko prawdziwe historie, tylko one się nie wydarzyły. Chyba nie było takiego zespoły, ogólnie wpływają takie rzeczy, które nie mają nic wspólnego z muzyką. Akurat "Prętem po jajach" jest z jakiegoś dowcipu.
Wpada Hans do obozu i jest akurat Wielkanoc i mówi:
-Dzisiaj dostaniecie po jajku...
-Hurrra!
-...prętem
Właśnie stąd wzięła się ta piosenka i nie jest związana z twórczością zespołu, wzięła się z jajec.

- Myślę, że Politechnika jest trochę przesadzona, skąd taka wiedza na jej temat?
- No pewnie, że nie, nikt z nas nie był na Politechnice. Zdarzyło się spotkać na mieście dziewczyny z rosyjskiej wymiany. Ale to było dawno, lata 90. więc nie możesz tego pamiętać. (śmiech)

- Kilka dni temu pytałam się o to Nocnego Kochanka, więc zapytam także Was. Dostaliście kiedyś stanikiem w twarz?
- Jedeniewyobrażalnomilion. Nie no, śmieję się, nie wiem. To dobre pytanie, trzeba je kiedyś policzyć, ale trzeba było się zapytać ilu chłopów rzuciło nam majty. O staniki to łatwo pytać, bo to łatwo policzyć.

- Na sam koniec wytłumaczysz mi może tekst, że z Waszych koncertów można wynieść rzeżączkę lub raka wyobraźni?

- Może zacznijmy od tego pierwszego, od rzeżączki. No cóż to dużo mówić. To kiedyś kolega napisał w wywiadzie, ale to nie chodzi o rzeżączkę wiadomo którą. Ale dlaczego on tak napisał, to jego trzeba się zapytać. Prawdopodobnie chodziło o to, że wynosi się awersję do uczuć ponad naturalnych. Jest coś takiego? To jest tak głębokie, że nikt nie potrafi tego wytłumaczyć. A rak wyobraźni to wiadomo, pochodzi od tego, że niszczymy wyobraźnię swoimi piosenkami. 

Panom z Lej Mi Pół serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas, za tak miłe przyjęcie i za ogromną dziennikarską pomoc. Grajcie jak najdłużej!
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)