wtorek, 23 sierpnia 2016

Dwa lata i Wojtek Szumański.


Nigdy nie myślałam, że spotkam tego Pana nie mówiąc już o wywiadzie. Gość jest ode mnie niewiele starszy, a już dawno podbił internet swoimi cyckami. I nie, nie mam tu na myśli gołych fotek. 
Dziewczyny na jego widok ściągają reformy przez głowę, niektóre mdleją, tylko on sam tego nie zauważa. 
Wojtek Szumański, autor "Ballady o cyckach" zawitał na moim blogu w ten ważny dla mnie jubileusz. Już od dwóch lat umieszczam swoje marne wypociny i co jest najlepsze, ludzie to czytają. 
Dlaczego wybrałam tego sympatycznego gościa na post w tak ważnym dla mnie dniu? On też zaczynał od zera, wybił się i teraz koncertuje. Nikt inny tutaj nie pasuje. 
Jego najsłynniejszy utwór o cyckach, który ma trzy części śpiewa każdy facet w okresie dojrzewania, "Piosenkę o złym Mikołaju i niegrzecznych dziewczynkach" usłyszałam na Sylwestra w wykonaniu mojego kolegi, a marzę o "Betoniarce" zaśpiewanej pod balkonem. Takie romantyczne marzenie. 
Czy można Wojtka określić jednym słowem? Zdecydowanie nie, a dowód na to znajdziecie poniżej.

- Przez te kilka lat swojej działalności masz już sporo popularnych dzieł na swoim koncie, czy jest jakaś piosenka, z którą najbardziej się utożsamiasz?
- Nie wiem czy z jakąkolwiek. Ciężko mi powiedzieć, z którą się utożsamiam, nawet trudno się utożsamiać w stu procentach z “Balladą o cyckach”, bo to jednak jest jakaś kreacja. To nie jest tak, że chodzę po mieście i łapię wszystkich za cycki albo jedyne o czym myślę to cycki. Chociaż myślę często. Oczywiście żartuję. Nie wiem i chyba nie potrafię powiedzieć, że z którąś piosenką się tak w stu procentach utożsamiam. Jeśli chodzi o jakieś emocje to najwięcej włożyłem w “Tylko ja”. Nie chcę powiedzieć, że był to utwór mega poważny, bo nie był. Bardzo dużo ludzi mi pisało, że to jest bardzo pocieszające, nie jestem kimś kto ma budować w ludziach nie wiadomo jakie emocje, ale po tej piosence sporo osób odezwało się, że nie czuli się tak samotni, tak jak się czują na co dzień i taki odzew to było coś niesamowitego. Tak jak cieszyłem się z “Ballady o cyckach” jak ona strzeliła w ten internet i to co się działo było nie do ogarnięcia, tak jak wypuściłem “Tylko ja” to dla mnie ten odzew był niespotykany, pomimo tego, że nie był taki duży jak te cycki, ale był taki szczery. Po prostu jeśli ten utwór potrafił wywołać w kimś duże emocje, że się właśnie utożsamiał z tym utworem, że komuś zrobiło się lepiej przez to, że po prostu poczuł się przez moment szczęśliwszy to dla takich ludzi warto tworzyć. Chyba nie stworzyłem drugiego takiego utworu, który by aż tak działał. Mam nadzieję, że na płycie takie będą. Pisząc “Tylko ja” nigdy nie myślałem, że taki będzie odbiór i nie celowałem w taki odbiór. To miało być po prostu zabawne, nie miało być w tym jakiejś metafory przemijania ani bólu egzystencji, tylko miało być to, co jest w tekście. Łatwe, proste i przyjemne, chociaż nie mnie to oceniać, ale miało być.

- Na pierwszy rzut oka wydajesz się bardzo nieśmiałym facetem, więc skąd pomysł na “Piosenkę o złym Mikołaju i niegrzecznych dziewczynkach”?
- Na pewno w realu Mikołajem nie jestem, ale chciałem napisać jakąś świąteczną piosenkę, wrzucić ją sobie na YT i tak zrobiłem. Nie ma w tym jakiejś głębszej filozofii, że teraz idę kontemplować pod drzewo, tylko jak coś mi wpadnie do głowy to tak robię.

- I tak samo było z piosenką “Nie mam siusiaka”?
- Dokładnie tak. Piosenki są spontaniczne, czasem wezmę sobie gitarę, czasem spodobają mi się jakieś akordy. To po prostu przychodzi.

- Nie myślałeś o parodii jakiejś bardzo popularnej piosenki?
- Tak, wiele razy. Nigdy nie chcę mówić, ze na pewno tego nie zrobię, ale na pewno nie mam tego w planach jak na razie, nie wiem, może jutro zmienię zdanie. Zbudowałem ten kanał na takich autorskich rzeczach i tak chce działać. Teraz mamy płytę, ja muszę zrobić ten teledysk, właściwie robię go cały czas i skupiam się na tym. Nie myślę o tym co będzie. Cyber Marian zawsze powtarza taką sentencję i ja się jej bardzo trzymam w życiu “martwmy się etapami”.

- Do swoich utworów tworzysz teledyski w paintcie, skąd taki pomysł? Czy to była inspiracja “The Coconut Song”?
- Ja nie mogę powiedzieć, że to była jakaś inspiracja w sensie, że zobaczyłem to i powiedziałem, że muszę tak zrobić, bo ja robiąc “Balladę o cyckach” w ogóle nie ogarniałem YT. Zanim zrobiłem balladę to nie miałem pojęcia o tym co się dzieje na YT, jak to wszystko wygląda, po co są te suby i tak dalej. Miałem jakieś tam suby, ale kompletnie na to nie zwracałem uwagi, było mi to obojętne, zresztą teraz też się o to specjalnie nie martwię, ale wiadomo, chciałbym mieć jak najwięcej. Nie ubolewam, że mam mniej niż ktoś ani nie czuję się lepszy jak mam więcej niż ktoś. Szczerze to teledysk paintowy to nie był mój pomysł, to był pomysł mojej siostry. Pamiętam, że “Balladę o cyckach” grywałem sobie na różnych imprezach i widziałem, że ludziom się podoba, ale nigdy wcześniej nie robiłem czegoś takiego nie chcę powiedzieć odważnego, bo to nie jest niewiadomo co. Bałem się to wrzucić, w ogóle wtedy nie byłem popularny, głównie ci, co mnie wtedy oglądali to moi znajomi, rodzice i nauczyciele z liceum. Taka myśl, żeby wrzucić balladę to jakiś absurd, to sobie napisałem i gdzieś tam było, ale nigdy nie chciałem tego publikować. Z siostrą mieliśmy taką paczkę znajomych, gdzie grywaliśmy na gitarze, jak ktoś tam coś napisał to grał przed wszystkimi. Siedzieliśmy przy ognisku, piliśmy, było fajnie po prostu. W końcu siostra mi powiedziała, żebym stworzył taki paintowy teledysk. Napisałem piosenkę, później minął dzień czy dwa i ją nagrałem, a później upłynęło pół roku i zrobiłem teledysk. A potem był boom. Świat płonie, nie wiedziałem co się dzieje.

- Wszyscy YouTuberzy nagrywają Q&A, Ty robisz to w rymowanej formie jako SzumShow. Dlaczego wybrałeś taki styl.
- Chciałem stworzyć taki program, który pozwolił mi na regularność na kanale, co oczywiście mi nie wyszło, jak zawsze. To tylko dlatego, że po raz kolejny porwałem się z motyką na słońce, myślałem, że będę sobie tak to robił, przecież mi to łatwo przychodzi, ale z drugiej strony realizacja tego programu to masakra jeśli chodzi o czas i zaangażowanie, bo to jest niesamowicie angażujące. Na czas robienia teledysku czy SzumShow jestem totalnie wyłączony od świata, nie mam kontaktu z nikim i tylko czasem zadzwonię do dziewczyny, żeby zapytać się “Co tam?” i tyle. Jeśli chodzi o SzumShow, zacząłem to robić w wersji rymowanej, bo przychodzi mi to łatwo, po prostu już robię to tyle lat, że mam w tym wprawę. Dlatego napisanie tego nie jest dla mnie skomplikowane, skomplikowana jest dla mnie realizacja. Wymyśliłem sobie to Q&A, bo myślałem, że taka forma jest fajna, a nie chciałem odpowiadać na pytania w stylu co jadłeś na śniadanie, chociaż nie, takie pytanie akurat miałem. Ale takie pytania dotyczące mojej prawdziwej codzienności, bo myślę, że nikogo to nie interesuje, bo nie różnię się niczym od innych. Lubię to robić i będę to robić tylko w dużych odstępach czasowych. Mógłbym to wypuszczać co dwa tygodnie, ale wtedy straci to na jakości, nie chodzi o jakość wizualną, a merytoryczną.

- Prawda jest taka, że dziewczyny za Tobą szaleją, miałeś jakąś dziwną sytuację z fanką?
- Gdzie są te dziewczyny? Niech się do mnie zgłoszą. Nie no, żartuję, dziewczyna by mnie zabiła. Wiadomo, że ktoś Cię rozpozna na ulicy, ale to nie jest takie inwazyjne jak w przypadku kogoś takiego mega znanego, gdzie dosłownie każdy w Polsce go zna. Nie wiem czy kiedykolwiek bym tak chciał i nie wiem czy w ogóle bym tak potrafił. Nigdy to nie było nachalne czy dziwaczne, a raczej normalne i dla mnie bardzo miłe.

- Premiera płyty zbliża się wielkimi krokami, jakie to uczucie wydać swoją pierwszą płytę?
- Wiesz, nie wiem. Już tyle nad tym pracujemy, to już będzie drugi rok. Na początku bardzo mnie to cieszyło, teraz też oczywiście mega mnie to cieszy, ale te emocje już trochę opadły, teraz wydaje się to dla mnie bardziej realne. To nie jest jakieś tam niedościgłe marzenie tylko to już będzie, zaakceptowałem to i po prostu sobie jest.

- Patrząc z perspektywy czasu, czy to jest takie spełnienie marzeń?
- Na pewno jest to spełnienie marzeń, ale na pewno nie chciałbym osiąść na tym. Nie traktuję tego w ten sposób, że kiedyś tam sobie założyłem, że wydam płytę i dziękuję, do widzenia. Gdyby ktoś w tamtym czasie mi powiedział, że wydam płytę, że będę tu gdzie jestem, choć nie mówię, że jestem nie wiadomo gdzie, ale gdyby mi tak właśnie ktoś tak powiedział, że dojdę chociaż do czegoś takiego to w życiu bym nie uwierzył. Nigdy nie było tak, że dojdę tam i już nie chcę więcej, dziękuję.
Wojtku, serdecznie Ci dziękuję za poświęcony mi czas i wyczerpujące odpowiedzi. Czekam na płytę!
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

środa, 17 sierpnia 2016

Obfity Biust


Ten wywiad, który za chwilę przeczytasz jest dla mnie wyjątkowy. Dlatego, że jest z moimi idolami z dzieciństwa. Tak, kilka dobrych lat temu gdy stawiałam pierwsze kroki w internecie zaczęłam słuchać tych rebeliantów. Nie ma chyba osoby, która by o nich nigdy nie słyszała. Każda kobieta pod wpływem złości przynajmniej raz w życiu zanuciła pod nosem ich przebój "Facet to świnia".
Tak, to właśnie Big Cyc kojarzy mi się z dzieciństwem. Może w wieku siedmiu lat nie powinnam ich słuchać, bo i tak nie wiedziałam o co im chodzi ale dzięki temu okresowi w moim życiu teraz mogę się pochwalić wywiadem z nimi. 
Jak można ich określić? Przede wszystkim mają złożoną osobowość i nie można ich opisać jednym słowem, to byłaby obraza. Goście, którzy zawsze robili wokół swojej osoby masę szumu, w prześmiewczy sposób opisywali nasz kraj i nikt nie miał im tego za złe. Każdy z nich jest naszym wewnętrznym krytykiem. Niby się różnią, a są tacy sami. Zespół zagadka. 
Nie da się ukryć, że utwory mają genialne. "Moherowe berety" krytykujące babcie ślepo podążające za Ojcem Dyrektorem. "Atakują klony", w których chodzi o sytuację polityczną w Polsce gdzie do władzy doszło dwóch bliźniaków. "Dres" naśmiewający się z niebieskich, zielonych lub różowych ortalionowych dresów, zwanych szelestami. "Homotubisie" gdzie Panowie śmieją się z Pani Ewy Sowińskiej, byłej rzeczniczki praw dziecka, która uważała, że moja ukochana bajka z dzieciństwa promuje homoseksualizm. Takich przykładów jest masa, lepiej sam się o tym przekonaj.
Nie przedłużając, poniżej znajdziesz zapis mojej długiej rozmowy z dwoma przesympatycznymi gośćmi, Krzysztofem Skibą i Jackiem "Dżej Dżejem" Jędrzejakiem.


-Wasze piosenki przedstawiają konkretne wydarzenia, sytuacje kulturowe lub polityczne w Polsce. Dlaczego wybraliście taki styl?
-D.D.: Zawsze tak było, bo to nas bardzo interesowało. W momencie, kiedy byliśmy studentami w Łodzi, byliśmy studentami Uniwersytetu Łódzkiego i zawsze nas interesowała polityka, byliśmy zaangażowani w politykę, w związku z tym tworząc zespół od razu wiedzieliśmy, że będziemy poruszać tematy drażliwe, tematy może niezbyt wygodne,ale będziemy to robić na wesoło, z pewną uszczypliwością. Ale myślę, że taki jest sens rock’n’rolla, żeby być zawsze przeciwko. Fajne jest to, że robimy to z przymrużeniem oka. Jeżeli się nie jest śmiertelnie poważnym, to wszyscy Cię traktują poważnie, dzięki temu możesz coś zmienić.
Skiba: My nie tylko komentujemy wydarzenia polityczne, ale też obyczajowe. Piosenka “Facet to świnia” nie jest polityczna, chociaż wiesz, to jest piosenka o trochę idiotycznych hasłach feministycznych. To takie wyolbrzymione hasła. Zawsze robiliśmy takie karykatury muzyczne. Są piosenki obyczajowe o tym jak Polacy żyją, co ich interesuje,a gdzieś tam między tymi tematami zawsze była polityka. Akurat teraz jest taki czas, że ta ostatnia nasza płyta faktycznie jest bardzo polityczna, no ale tej polityki już mamy strasznie dużo, nastąpiła dobra zmiana polityczna tzw. dobra zmiana.
D.D.: To jest tak, że słuchacze się teraz mocno interesują polityką, bo jeszcze dwa, trzy lata temu wszyscy podchodzili do tego z dużym luzem, a teraz ta dobra zmiana powoduje, że ta polityka wchodzi z butami w nasze życie, dlatego i studenci, bo oni mieli najbardziej na to wyjebane i inni się tym bardziej interesują.
Skiba: Zawsze lubiliśmy teksty z pewnym przesłaniem, nie lubiliśmy tekstów o niczym. Mnóstwo jest takich tekstów, 90% piosenek granych w radio jest o tym, że kobieta cierpi, bo on odszedł i ją oszukał. To jest właściwie skrót, oczywiście można takie piosenki słuchać, chociaż najlepsze teksty o miłości pisał Goethe i Szekspir. Próbować pisać po nich o miłości to ciężka sztuka, ale na ogół to są takie banalne, wyświechtane hasła i tylko takie piosenki funkcjonują w mediach. Dlatego my mamy pewną niszę.
D.D.: Jesteśmy też zespołem regionalnym, bo opowiadamy o Polsce. Wiele jest teraz zespołów polskich śpiewających po angielski, nawet gdzieś tam grają w Europie, ale są to zespoły, które wpisują się w nurt jakiejś europejskiej fali. Nikt nie zwraca uwagi skąd jest zespół, czy z Holandii, czy z Belgii, czy z Polski, czy ze Szwecji, bo śpiewają o ogólnych sprawach. My zawsze będziemy zespołem regionalnym, który śpiewa o tym co jest tutaj i teraz i w ojczystym języku. Myślę, że Big Cyc jest o tyle ciekawy, że jakby przeanalizować te wszystkie nasze płyty to taka historia polski w pigułce, bo jest “Berlin Zachodni”, “Moherowe Berety”, “Atakują Klony” i jest też kilka postaci jak Renata Beger, Krzysztof Krawczyk czy Shazza, które już się zapomina. Jak ktoś to chce sobie odtworzyć to dzięki takim piosenkom może sobie taką historię polski, polskiego show businessu przypomnieć.
Skiba: Ale mnóstwo osób przychodzi, nawet dzisiaj i mówi “Skiba, wychowałem się na piosenkach Big Cyca”. I to jest piękne, to znaczy, że piosenki były dla niego ważne, bo jeżeli jest taka piosenka, która jest przebojem, ale jednym uchem wlatuje, a drugim wylatuje i właściwie pamiętasz tylko refren, że “Ona tańczy dla mnie” czy “Jesteś szalona”. Fajnie, że są takie przeboje, tylko czy można się wychować na takich piosenkach. Wiesz, trudno się na tym wychować.
D.D.: My teraz właściwie tego doświadczamy, że mnóstwo ludzi przychodzi i mówią, że wychowali się na pierwszej, czy na drugiej, czy nawet na tej z 1996 roku płycie, która była dla nas już którąś z kolei i znają na pamięć wszystkie teksty. To jest bardzo miłe, że miałeś jakiś wpływ na społeczeństwo, na młodzież, na ludzi, którzy się z Tobą identyfikowali, teraz może troszeczkę mniej, bo jesteśmy starsi, ale wiesz, staramy się w jakiś sposób o tej rzeczywistości opowiadać.

- Ale oprócz tego posiadacie piosenki ponadczasowe.
- D.D.: Są piosenki, które odnoszą się do pewnych zjawisk, zupełnie tu i teraz czy do różnych osób, które po roku znikają ze sceny, ale też jest mnóstwo piosenek ponadczasowych, które opowiadają o różnych czasach jak właśnie “Berlin Zachodni”.
Skiba: Ale piosenka “Kocham piwo” jest ponadczasowa, zapewniam Cię. Ona będzie aktualna jeszcze za 20 lat.
D.D.: Nawet z tej nowej płyty “Czarne słońce narodu”, piosenka “Ja się nie zgadzam”. To piosenka, która tak naprawdę nie ma żadnych bezpośrednich konotacji do osób, do zdarzeń, ale ma do jakiegoś protestu, że się nie zgadzasz na coś, co cię denerwuje, do czego nie masz przekonania i tak dalej.
Skiba: Ta płyta się świetnie sprzedaje, to jest też dowód na to, że pomimo tego, że nie ma nas w radio, oczywiście radia PiS-owskie nie będą nas puszczać, radia komercyjne nie będą nas puszczać, bo polityka się słabo sprzedaje. Oni wolą takie piosenki bezpieczne, natomiast paradoksalnie ludzie rzucili się do sklepów kupować naszą płytę.
D.D.: Jak to mówił Johnny Rotten “Gniew wznieca głód”. Myślę, że słabe czasy są dobre dla takich zespołów jak my.
Skiba: W czasie rządów Platformy my już przysypialiśmy z nudów. Nic się nie działo. Wiesz, artysta musi być trochę wkurzony jeśli mają go traktować poważnie, trochę być człowiekiem, który wyraża swój pogląd na temat tego co go otacza. Jeżeli artysta nie komentuje tego, to gdzieś tam płynie sobie w obłokach. Moim zdaniem fajnie jest zaznaczyć gdzieś tam swoje miejsce na ziemi i pokazać swoją postawę. Mamy świadomość, że to jest niepopularne. Jesteśmy jakimś ginącym gatunkiem, ale jesteśmy przez to ciekawi. Był kiedyś taki program “Świat, który nie może zaginąć” o ginących gatunkach zwierząt i my jesteśmy takim trochę ginącym gatunkiem.
D.D.: Ale widać na koncertach, że pomimo tego, że nie ma tego w radio ludzie znają i śpiewają, bo jest internet. Całe szczęście, że świat się w ten sposób komunikuje. Teraz można bez jakiegoś tam managera, bez jakiegoś tam przyzwolenia, teraz wrzucasz to do internetu i ktoś nieznany może stać się gwiazdą. Tylko problem polega na tym, żeby wiedzieć czego szukać i to jest inna kwestia. Myślę, że też jesteśmy czujni i te nasze piosenki można znaleźć na Spotify, natomiast nie ważne jest to ile ma się lat, a ważne jest to, co ma się do powiedzenia.

- Przy założeniu zespołu mieliście masę przeciwników, a co ludzie mówili o piosence “Kręcimy pornola” czy “Złoty warkocz”?
- D.D.: Te piosenki były komentowane czasem negatywnie, czasem pozytywnie. Teraz gdy wkroczył internet to ludzie sobie hejtują, ale my jesteśmy zespołem z teflonu, wszystko po nas spływa.
Skiba: Ale były też takie sytuacje, że rozbito nasz koncert w 1988 roku, w czasach PRLu. Na ulicy Piotrkowskiej SB aresztowano akustyka, odcięli prąd, mnie zamknięto na komisariacie. Właściwie to było po wykonaniu piosenki “Kapitan żbik”, która była dedykowana milicji obywatelskiej rozbito koncert. Po skandalu z Buzkiem odwołano 15. koncertów zespołu. Studenci nas zapraszali na koncerty i politycy, którzy nas nie lubili blokowali koncerty.
D.D.: Płyta “Wojna plemników” gdzie na okładce jest zakonnica susząca prezerwatywy była przyczyną, żeby nie dawać koncesji radiu, które było patronem płyty. To było powiedziane w głównym wydaniu wiadomości gdzie poseł Bender rozwinął ten plakat.
Skiba: W Lublinie rektor z PiSu zabronił zaprosić studentom Big Cyca na koncert, na juwenalia. W wielu miastach zresztą tak było.

- Z perspektywy faceta, jakie to uczucie stać się kobietą przez jeden dzień?
- D.D.: Ciężko, ciężko, ciężko.
Skiba: Znaczy, wiesz co, pracowały nad nami dziewczyny z firmy, która na co dzień pracuje nad charakteryzacjami w filmie. Czyli nie tylko pudelek ale też brutalna depilacja, tipsy, chodziliśmy w szpilkach. Dla Jacka uszyto specjalne buty.
D.D.: Zakład pogrzebowy uszył, bo nikt nie dysponował takimi numerami, bo tylko do trumny takie buty. Numer 45 to buty z zakładu pogrzebowego, z tektury.
Skiba: Sytuacja była taka, że nas nogi strasznie zaczęły boleć, zaczęliśmy doceniać jak kobiety cierpią chodząc w szpilkach.
D.D.: Największy skandal, bo nagrywaliśmy w wytwórni Filmów Fabularnych w Warszawie jak na Chełmskiej nas przyłapali jak przebrani za kobiety sikamy do pisuarów. Od razu telefon do szefa, co tu się dzieje.
Skiba: Agustin Egurrola, największa gwiazda taneczna telewizji, wtedy był nieznanym nikomu instruktorem tańca i on przyszedł na teledysk, był powołany jako konsultant, który miał nas nauczyć układu tanecznego. My w tych szpilkach ledwo staliśmy, a tańczyć to już w ogóle. Jest taka scena, gdzie Dżery, nasz perkusista w tych szpilach naturalnie w pewnym momencie zawieszony w powietrzu wywala się. To nie było zaplanowane, on się autentycznie wywalił i taką scenę wzięto. Dla mnie takim traumatycznym przeżyciem związanym z tym teledyskiem było odklejanie tych tipsów, bo to się jakoś moczy. Czułem się jak przesłuchiwany w pokoju Gestapo.

- Przez te kilka dobrych lat Wasze zachowanie sceniczne się nie zmieniło i dalej jesteście takimi pozytywnymi wariatami, więc jaka jest najbardziej zwariowana rzecz jaką zrobiliście?
- D.D.: Nie wiem czy to się nadaje.
Skiba: Było wiele takich szalonych rzeczy jak np. robiliśmy happeningi, których nie robił żaden zespół. Na ogół zespoły zainteresowane są tylko koncertami i nagrywaniem płyt, a my robiliśmy oprócz tego happeningi. Kiedyś zrobiliśmy pikietę przed Ministerstwem Kultury, jak był taki minister Zdzisław Podkański z PSLu, niezbyt lotny człowiek, był źle obsadzony, na kulturze za bardzo się nie znał. On był wielkim fanem kultury ludowej, twierdził, że mamy złą sytuację z plecionkarstwie i garncarstwie i dostaliśmy duże dotacje, wielomilionowe, artystom ludowym. Wtedy my, przedrzeźniając to zrobiliśmy pikietę jako artyści rockowi, którzy też chcą dotacje na stroje. Czy minister wie ile kosztuje zrobienie irokeza, ile kosztują glany, ile kosztuje kurtka z ćwiekami i też dlaczego daje się na stroje ludowe, a nie na rockowe. Dziennikarzy było pięć razy więcej niż nas.
D.D.: Była też taka sytuacja, kiedy Polskie Nagrania nie wywiązały się z umowy. Pojechaliśmy do gabinetu dyrektora i przykuliśmy się kajdankami do kaloryfera.
Skiba: Żądaliśmy wypłaty pieniędzy. Tu gdzie teraz jest Stadion Narodowy kiedyś był bazar, ruscy tam handlowali i można było tam kupić wszystko, od karabinów przez narkotyki aż do ciuchów, pirackie kasety i głównie tam handlowano pirackimi płytami DVD i płytami muzycznymi więc nielegalnie sprzedawano Big Cyca. Dlatego my zrobiliśmy pikietę, żeby ci piraci fonograficzni podzielili się z nami pieniędzmi. Były też happeningi “Koncerty rockowe okradają klasę robotniczą” zupełnie absurdalny albo “Babcia klozetowa naszym kandydatem na prezydenta”
D.D.: Ale żeby zrozumieć skalę tego zjawiska to musisz wiedzieć, że w 1996 roku płyta “ Z gitarą wśród zwierząt” sprzedała się w nakładzie 1 200 000 sztuk. Było o co walczyć.

- W piątek 13. maja wydaliście płytę “Czarne słońce narodu”. Czy ten krążek jest takim protestem przeciw obecnej polityce, bo “Antoni wzywa do broni” jest raczej prześmiewczym utworem.
-D.D.: Oczywiście, jest to protest przeciwko dobrej zmianie, to jasna sprawa. Płyta jest mocna, bezkompromisowa i bardzo aktualna.
Skiba: Ale taki jest prawdziwy rock, wiesz, on powinien być o czymś. Rockowe piosenki mogą być o tym, że jest fajne słońce, wypiłem trzy piwa i spotkałem fajne dziewczyny na plaży. To oczywiście też, ale taki prawdziwy rock zawsze był protestem np. The Clash czy Sex Pistols. To były piosenki, które o czymś mówiły, to były piosenki zachodnie, które śpiewały o wojnie, o zagrożeniach. Wydaje mi się, że teraz jest czas na śpiewanie takich piosenek,to nie jest czas beztroski, czas beztroski minął. Niedługo może wybuchnie wojna, niedługo może wszyscy zginiemy w okopach na ruskim froncie. Zobacz, codziennie rano boję się włączyć telewizor. Mamy świadomość o kruchości tego świata, ten świat jest domkiem z kart i wystarczy wyciągnąć jedną kartę i to się rozsypie. Za chwile być może wrócą granice, wrócą wizy. Młodzież tego nie pamięta, ale my pamiętamy czasy, kiedy nie można było wyjeżdżać z kraju, kiedy paszporty były na politycznej policji, musiałeś pisać podanie, to trwało bardzo długo, wielu ludziom odmawiano. To nie jest tak “ciach”, ktoś to wywalczył, to że nie ma granic. Przez lata były granice, zasieki, druty kolczaste, do ludzi, którzy uciekali strzelano. Kilkadziesiąt ludzi zabito, kiedy uciekali przez mur berliński na zachodnią stronę. Ja się obawiam, że to może wrócić, albo jeszcze coś gorszego. W związku z tym śpiewamy nie o jakimś tam globalnym konflikcie, a o tym co nas wkurza tu i teraz w Polsce.


Serdecznie dziękuję Panom za poświęcony mi czas i świetną rozmowę. 
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

czwartek, 4 sierpnia 2016

I ten charakterystyczny taniec...

Każdy z nas tańczy, lepiej lub gorzej ale każdy. Ja nie wyobrażam sobie dnia bez jakiegoś skocznego kawałka, do którego mogę się poruszać jak nikt nie patrzy, a moja przyjaciółka nie skończy imprezy bez zatańczenia polki, niesamowita kobieta.
Już kiedyś pisałam o moich wczesnych wygibasach przed telewizorem, z czasem przerodziło się to w miłość do dancehallu, ale teraz pora na kilka bardzo prostych układów, które były obowiązkowym punktem na każdej dobrej imprezie.
Skupię się bardziej na ostatnich osiemnastu latach z przyczyn oczywistych. Każdy z trzech przedstawionych poniżej układów jest tak banalny i znany, że na pewno nawet Ty go tańczyłeś. Może nie pamiętasz tego, ale tak było.
Dokładnie czternaście lat temu swoje wakacje spędzałam w Niemczech, a wtedy panował wielki szał na piosenkę The Ketchup Song znaną bardziej jako Asereje. Pamiętam, że nawet w Maku do zestawów dodawano takie mini radia z powtarzającą się właśnie tą piosenką. Uprzedzając Wasze pytania, tak, z tym gadżetem wszyscy faceci w przedszkolu byli moi. Hiszpański zespół, który przetrwał tylko kilka lat czyli Las Ketchup zadebiutował właśnie piosenką o tytule który był kopią nazwy zespołu. 
Ograniczony do trzech ruchów taniec i najprostszy tekst o piątkowej imprezie i  przystojnym facecie wystarczył, żeby trzy siostry odniosły międzynarodowy sukces. Zresztą, rok 2002 był łaskawy dla takich rytmów, od Garou przez Shakirę aż do Sophie Ellis - Bextor.
Nie tak dawno co druga dziewczyna ściągała każdą cześć bielizny przez głowę na widok młodego Michaela Telo. "Ai Se Eu Te Pego" czyli piosenka o lekkim zabarwieniu erotycznym, pięknej dziewczynie i jakiejś dość słabej imprezie. Oczywiście, w Polsce śpiewana jest do tej pory czyli przez pięć lat od powstania utworu. To nie ważne, że nikt nie zna tekstu, bo mało kto zna portugalski,  najważniejsza jest melodia. Ale uwaga, mamy bardziej skomplikowany taniec, bo składa się aż z czterech ruchów, coś dla totalnych ekspertów. Jak można to podsumować? Wpada w ucho, porywająca melodia, a tańczy się rewelacyjnie, zwłaszcza po alkoholu. 
Na sam koniec coś dla osób leniwych, dla tych, którzy uważają, że cztery ruchy w tańcu to za dużo. Gusttavo Lima, kolejne objawienie letniej brazylijskiej sceny. Historia lubi się powtarzać, gość jest mało ambitny, ale czego można się spodziewać po tak młodym latynosie. Chyba brakuje mu kobiety. Tym razem w przeciwieństwie to Michaela szykuje się gruba impreza z kolejną piękną dziewczyną i jest mowa o samochodzie, jakie to prymitywne. Ciekawe ile dziewczyn poleci na coś takiego, świat schodzi na psy. Najśmieszniejsze jest to, że taki międzynarodowy przebój jak ten stał się obowiązkowym hitem każdego wesela. Dlaczego? Bo takie rytmy najlepiej wchodzą po obaleniu kilku lub kilkunastu kieliszków. 
Ta brazylijska opowieść o szalonych tańcach się właśnie kończy, ale wakacje jeszcze trwają, a może jeszcze nas czymś zaskoczą. Oby nie.
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)