sobota, 30 grudnia 2017

Zenek - Na jedno kopyto

Jego zna już każdy, jest tak charakterystyczną postacią na polskiej scenie rockowej, że nie sposób go zapomnieć. Zenek Kupatasa, ten z Kabanosa, już chwilę temu rozpoczął działalność solową, a teraz wydał piątą płytę, ale przed czwartą, która to swoją premierę będzie miała w styczniu. 
Wszystko co robi jest zadedykowane jednemu małemu człowieczkowi - Stasiowi - a w szczególności ta płyta, o której właśnie mowa. Czy to nie jest urocze? Kochający ojciec, który tworzy dla swojego synka? Jestem pewna, że za kilka lat przesłucha płytę od A do Z i pewnie powie pod nosem "kurcze, jakiego mam zajebistego tatę".
"Na jedno kopyto", czyli ta sama partia perkusyjna, masa gości i teksty dla dzieci. Tak, to pierwsza kindermetalowa płyta w kraju. Niejeden ojciec kuc i glaniastokopytna matka są zachwyceni tym wydawnictwem. Czy może być coś lepszego od zarażania swojej pociechy mocniejszą muzyką od najmłodszych lat?
Nie dość, że bawi, to jeszcze uczy. Jeśli Twoje dziecko nie wie jaki odgłos wydaje krówka albo baran, to rozwiązanie znajdzie się właśnie na tym krążku. "Kurka to Ko Ko" z wujkiem Krzysiem Sokołowskim, który dodaje temu utworowi niesamowitego kochankowego klimatu, to prosty i chwytliwy kawałek. Sama już kilka razy się przyłapałam na śpiewaniu, że "rybka to... nie wiem". Zenek to nie tylko kochający ojciec, ale także kochający mąż, który wspomina o swojej żonie i na pewno cudownej matce Stasia. Taka rodzinna, idealna do pogo, edukacyjna piosenka. 
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha, gdy zobaczyłam tytuł utworu, w którym swoich głosów użyczyli wujkowie Maślak i Bułka z Lej Mi Pół. To na pewno nie jest zbieg okoliczności, że to właśnie oni dołożyli swoje pięć groszy do utworu "Pedały", przecież nie od dziś wiadomo, że "Lej Mi Pół to pedalski zespół jest" - ten i wiele, wiele innych tekstów zawsze usłyszymy na ich koncertach. Pedałowanie, czyli coś, czego boi się każde dziecko. Sama byłam przerażona, kiedy pierwszy raz usiadłam na rowerek bez bocznych kółek. Jednak po tym kawałku dzieciaczki przestaną mieć strach w oczach, a pełna pielucha pojawi się tylko u nielicznych. 
Oczywiście wujek Jelonek również zagościł na płycie, nie mogło na niej zabraknąć jego skrzypeczek, które sprawiają, że kawałek "Smoczek" jest jeszcze bardziej pozytywny. Niby ten tytułowy przedmiot, to kawałek gumy z plastikiem, ale może zdziałać cuda. Kilka minut błogiej ciszy dla młodych rodziców to chyba najlepsza nagroda. Wujkowie Hipis i Ziggy to kolejni goście, tym razem pojawili się w piosence "Brzuszek Łakomczuszek". Czy to delikatne nawiązanie do tej jakże męskiej postury panów razem z Zenkiem? A może to zwykły przypadek? To już musicie ocenić sami. 
Oprócz wyżej wymienionych przedstawicieli płci brzydkiej, na płycie pojawił się wujek Marchewa z piosenką wymieniającą wszystkie (a nawet więcej) biedronkowe świeżaki, wujek Olek i wujek Zacier oraz dwie piosenki solowe. 
Jeśli mam być szczera, to jest to idealny krążek na zakończenie roku i śmiało przyznaję mu 9/11- czyli po prostu bombowe. 
Teraz mogę zacząć się podpisywać jako Melon Monika (pozdro dla kumatych ;)
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

sobota, 16 grudnia 2017

Typowy Seba

Może jego popularność przeminęła, ale temat dalej nie został wyczerpany. Znany nam wszystkim tytułowy Seba, to gość, który chodzi w dresach, ma specyficzny światopogląd i oczywiście słucha "wyjątkowej" muzyki. Na moje szczęście udało mi się poznać owego Sebastiana, któremu brakuje tylko charakterystycznego odzienia z trzema paskami. 
Mój bohater nie odstaje od rzeczywistości, tak jak się mogło wydawać. Trochę naciągana rzeczywistość ukazywana w memach nie pokrywa się z tym, czego doświadczyłam. Właśnie jeden z moich współlokatorów zainspirował mnie do stworzenia krótkiego artykułu, w którym przedstawię Wam moją opinię na temat tego człowieka. 
Sebuś to gość, który mógłby rozdawać ostry łomot na osiedlach. Jest całkiem spoko gościem, ale fakt, nie zgadzamy się w wielu kwestiach. Jak każdy z nas ma gorsze dni i musi sobie ulżyć, wygadać się, a nawet czasem uronić łezkę. Nie przyznam tego przed wszystkimi, ale cenię go za jego tzw. życiową mądrość. To taki "wujaszek", który zawsze poratuje dobrą radą. Jedyna rzecz, która mnie bardzo dobija, to jego gust muzyczny. Okej, wiadomo, o gustach się nie dyskutuje, ale to dla mnie sensacja. 
Ruski Hardbass, to coś, z czym spotkałam się dwa miesiące temu i od razu jakoś tego nie polubiłam. Dlaczego? Może to przez podobieństwa do disco polo? Może to był dla mnie za duży szok? Może po prostu to nie mój klimat. 
Obok tego brakuje mi ostro naćpanych ludzi, morza alkoholu i ludzi tańczących w rytm takiej muzyki. I to moje porównanie jest błędne. Jedna z popularniejszych piosenek mówi, że narkotyki (w łagodniej wersji) są złe. Koniec kropka. Tylko dlaczego moje skojarzenia wprowadzają w błąd? Powód jest prosty, Szybkie, mocne rytmy to jedno, ale trans, w jaki się wchodzi na tego typu imprezach, to drugie. 
Ciekawi mnie, co budzi Sebe rano, czy dalej jest to muzyka zza wschodniej granicy, czy raczej Cypis, a właściwie najnowszą kolędą, którą właśnie mnie katuje. Nie jest to aż takie ważne, dla mnie liczy się to, że dobrze się przy tym bawi, to go rozluźnia przed ciężką pracą. 
Z drugiej strony są gusta i guściki, skoro jemu to pasuje, to okej, tylko Sebuś, błagam, nie tak głośno, kiedy śpię. 
Oczywiście w grę wchodzą też krzywdzące stereotypy, których niestety nie unikniemy. Teraz mam okazję przytoczyć zdanie jednego z moich życiodawców, które idealnie pasuje: "Nie próbowałeś, to nie wiesz". I na mądrości ludzi starszych ode mnie zakończymy, a wszystkim Sebixom życzę jak najlepiej. 
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :) 

środa, 29 listopada 2017

Tasiemiec

"Hej Monia, dlaczego nie piszesz?" 
"Kiedy kolejny post?"
"Co się z Tobą stało?"
Tak, wiem, ale już wyjaśniam. Ten okres od marca do tego momentu był dość burzliwy. Wiecie, matura, przeprowadzka, studia i dorosłe życie. Musiałam sobie poukładać pewne rzeczy i dość mocno się ogarnąć, ale teraz, ku uciesze moich wiernych czytelników, a wiem, że jest co najmniej dwóch - wracam. Ta - dam, jestem. 
Dlaczego dzisiaj postanowiłam wrócić? Co się takiego stało?
Otóż od rana męczyła mnie pewna piosenka, której to tytułu nie potrafiłam sobie przypomnieć. W głowie miałam tylko fragment końcowej melodii, która za nic w świecie nie ułatwiła mi poszukiwań. Stwierdziłam, że pomóc mi może tylko jedna osoba, która (byłam pewna) mi pomoże - mój tato. Niestety, myliłam się. Nawet on, fan tego zespołu, do którego za chwilę przejdziemy, nie potrafił rozszyfrować zagadki tasiemca. Połączyłam fakty, kiedyś słuchaliśmy tego w akademiku na winylach, więc rzuciłam się na stos płyt szukając właściwej. Tak, znalazłam.
To Alphaville, ten zespół z Niemiec z lat osiemdziesiątych. I uprzedzając jakieś głupie komentarze czy wiadomości, tak, jestem z tych osób, które kochają ten okres za swoją niezwykłą różnorodność i wyjątkowe, moim zdaniem, brzmienia, których nie da się powtórzyć. Nie boję się przyznać, że lubię taką muzykę, a Modern Talking leci bardzo często.   
Zresztą, cała moja przygoda z tym zespołem zaczęła się jeszcze w podstawówce, kiedy mój życiodawca katował "Big In Japan". Gdyby nie on, pewnie do tej pory byłabym zielona.
Ale cóż, skoro miałam płytę w rękach, to teraz mogłam bez problemu odnaleźć piosenkę, która za mną chodziła. "Sounds Like A Melody", czyli mój przepis na udany dzień. 
W swoim krótkim, ale jakże intensywnym życiu miałam kilka, może kilkadziesiąt podobnych sytuacji. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nie miał podobnie. Słyszysz coś, zapamiętujesz, a po jakimś czasie nagle sobie to przypominasz, a później masz w głowie czarną dziurę i wtedy zaczyna się panika. 
W czasie przeprowadzki, bo jeśli jeszcze ktoś nie wie, to mieszkam sobie w Łodzi, identyczną sytuację miałam z zespołem Foxy Shazam i ich utworem "Killin' It". Znowu w grę wchodzą te jakże charakterystyczne dźwięki, które, przyznajcie sami, wpadają w ucho i niezwykle pobudzają. 
Wracając na chwilę do samych tasiemców, przez prawie rok i w sumie do tej pory nie mogę uwolnić się od utworu "Smoki i Gołe Baby" mojej ukochanej kapeli. I nie, nie jest to nazwa jakiegoś perwersyjnego filmu pornograficznego, tylko ostra, power metalowa piosenka. Nie wiesz o kim mowa? Nie słyszałeś tego? Koniecznie nadrób zaległości, wtedy możemy porozmawiać. 
Zapraszam do przeczytania kolejnych postów, a będzie ich teraz sporo. ;)

środa, 29 marca 2017

"Bałagan"


W takie dni jak ten, kiedy pięknie świeci słońce,  mam ochotę na wesołe numery, przy których pojawia się uśmiech od ucha do ucha. W końcu przychodzi noc, zaczyna padać deszcz (a uwielbiam takie wieczory) i liczę na odrobinę melancholii w słuchawkach, a mój mózg zmuszam do głębszych przemyśleń.

Nigdy jakoś nie przepadałam za hip-hopem. Coś, gdzieś, kiedyś usłyszałam, czasem kawałek wpadnie w ucho, większość utworów pokazała mi przyjaciółka przed imprezą, ale nigdy nie byłam wielką fanką. Moja wiedza na temat tego gatunku dotychczas opierała się na stereotypach. Ciężkie życie w "betonowej dżungli", koks, panienki, siłownia. Tak to mniej więcej wyglądało, a wtedy poznałam List Otwarty.
Zadebiutowali albumem "Bałagan" i właśnie to samo zrobili z moim poukładanym światem. Może nie wpisują się w typowe brzmienia, prezentują coś nowego na polskiej scenie muzycznej. Dlaczego mają tak mało słuchaczy? Bo ludzie są ograniczeni i nie potrafią się otworzyć na nowości, nie mówiąc o poszukiwaniach. Ja wystawiam im mentalny pomnik, bo dzięki tej płycie nauczyłam się tak naprawdę słuchać muzyki, jakkolwiek to brzmi, drogi czytelniku. 
To, co usłyszałam po kilku sekundach losowo wybranej piosenki to niezwykły głos Bartłomieja, który jest mieszanką dwóch wybitnych polskich raperów, Adama Ostrowskiego i Adama Zielińskiego i rewelacyjny bas Aleksandra, który najbardziej zapadł mi w pamięć. Później jesteśmy rozgrzani do granic możliwości, nie tylko z wrażenia ale również z natłoku informacji, których za pierwszym razem nie jesteśmy w stanie wyłapać. 

Moimi absolutnymi faworytami są dwa utwory: "Garść słów o przyszłości" i "Piksele", gdzie wplecione są moje ulubione, lekko rockowe brzmienia. Oprócz tego hipnotyzujący "Pyrrustratus jako WiktoRajska Utopia" i lekko szokująca, oczywiście w tym pozytywnym sensie "Ledacznica". Całość to mocne 7/10 i jestem ciekawa, co wymyślą na kolejny krążek.  

Warto sobie zadać kilka pytań zanim zabierzesz się za "Bałagan". Czy jestem typowym Sebixem? Czego oczekuję od odłamu jednego z najpopularniejszych gatunków w kraju? Czy jestem otwarty na nowości?
List Otwarty to zespół, który tworzy ambitną muzykę, dla wymagających słuchaczy, którzy posiadają więcej niż dwie szare komórki. To może być niezwykłe koncertowe widowisko.
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

wtorek, 28 lutego 2017

"... And Hell We Are"


Jakoś w styczniu znalazłam ich przypadkowo na jednym z popularnych portali społecznościowych. Przeglądając ich poczynania na scenie zauważyłam, że wydają swoją pierwszą płytę. Zamówienie krążka kapeli, o której nic nie wiedziałam było dla mnie czymś nowym, a jednocześnie była to jedna z lepszych decyzji. The Kroach śmiało mogę nazwać moim odkryciem roku i wątpię, żeby ktoś zrobił na mnie podobne wrażenie.
Niezwykle cieszy mnie, kiedy młody zespół daje sobie świetnie radę. Setki sprzedanych biletów, dziesiątki zagranych koncertów, masa fanek krzyczących pod sceną, a to wszystko w ramach promocji debiutanckiego albumu "... And Hell We Are".

Mówiąc całkiem szczerze, są to moje klimaty. Płyta na mojej półce zajmuje honorowe miejsce zaraz obok brytyjskiego Bring Me The Horizon i amerykańskiego System Of A Down. To zasługa: melodyjności w "Ancient Blood", porządnego kopa w tytułowym "And Hell We Are", metalcore'owego "Total Hypocrisy", lekkiej rock'owej ballady "Lilith" dla rozmachu wykonanej w dwóch wersjach językowych, aż do heavy metal'owego "Sick Romance", który jest moim drugim ulubionym kawałkiem. Na pierwsze miejsce zasługuje "Blindness In Cover", który zalatuje trochę power metalem, ale to nie jest główny powód przyznania złotego medalu. Poza tym, że przez dobry tydzień utwór siedział mi w głowie, co stało się uciążliwe, bo nie mogłam się na niczym skupić, to jeszcze miałam takie wrażenie, że już kiedyś słyszałam coś podobnego. Po niewielkich poszukiwaniach wraz z moją rodzicielką jednogłośnie stwierdziłyśmy, że to jednak AC/DC i ich "Thunderstruck". 
Po krótkiej pogawędce z Jaśkiem, wokalistą The Kroach, dowiedziałam się, że to tylko moje dziwne skojarzenia, a australijski zespół z piorunem w nazwie nie zamieszał mi aż tak w głowach. 
Całość dostaje ode mnie mocne 8/10 i czekam na kolejne płyty, które będą jeszcze lepsze.
Tak już zupełnie na marginesie. Ten, kto jeszcze nie był na ich koncercie, niech jak najszybciej nadrobi zaległości. Byłam w Rzeszowie i na pewno przyjdę drugi i trzeci raz.  

Zapewne gdzieś tam wyżej pojawią się fotki zespołu i od razu odpowiadam na pytania, które zawsze dostaję po publikacji tego typu artykułów. Drogie Dziewczyny, nie wiem czy są wolni, same się zapytajcie. Śmiało, Panowie nie gryzą. ;)

wtorek, 24 stycznia 2017

Jak działa na mnie TruSKAwka

Taniec jest jedną z tych rzeczy, których nie potrafię, ale uwielbiam, a gdy wpadnie mi coś w ucho to nie mogę się powstrzymać. Moje dziwne, taneczne ruchy na pewno przeszkadzają wielu osobom, ale nie można usiedzieć w miejscu, gdy na scenie pojawia się skoczna Wiewiórka Na Drzewie. 
Przyznaję się bez bicia, że nie znałam ich twórczości, gdzieś kiedyś usłyszałam kilka kawałków i to by było na tyle. Jeszcze w ubiegłym roku, kiedy nie miałam pojęcia, że będę mogła się spotkać z artystami, ktoś mi o nich przypomniał. Przez kilka dni nie potrafiłam się od nich oderwać, co było trochę uciążliwe. Przykładowa sytuacja, siedzę w szkole, nauczyciel wzywa mnie do odpowiedzi i zamiast się skupić to w głowie tylko słyszałam "Mejd in czajna".
Wiewiórka to kilku fantastycznych gości, którzy zarażają pozytywną energią, czarują uśmiechem i zrobią wszystko, żeby ten grymas na twarzy zmienił się w piękny wyszczerz, bo przecież "Wszystko będzie dobrze". Najpiękniejsze jest to, że się nie ograniczają i za to należą im się owacje na stojąco, medal, puchar, uścisk dłoni prezydenta i sama nie wiem co jeszcze. Lubisz rock, ska, disco czy reggae? To oni, niczym właśnie ta Wiewiórka Na Drzewie zwinnie manewrują między gatunkami, przeskakują z jednego stylu na drugi dzięki czemu publika ich kocha. 
To nie był najdłuższy wywiad w moim życiu, ale za to niezwykle przyjemny. No bo jak można nie czuć się dobrze wśród tylu przystojnych facetów? A moimi pytaniami męczyłam tym razem wokalistę Michała. 

- Jaki jest główny cel Wiewiórki?
- Podbić Polskę, a potem świat swoją pozytywną muzyką i przyciągać uśmiechniętych ludzi na koncerty.

- Wiewiórstock - piękna sprawa. Skąd na to pomysł?
- Powstał tak, że kiedyś całkiem przypadkiem graliśmy tam na bębnach, ludzie zaczęli tańczyć. Co roku przywoziliśmy nowe instrumenty i tak to się rozwinęło. Okazało się, że sporo polskich zespołów z różnych części kraju chciało u nas zagrać i tak przyjeżdżają i grają. 

- Jest jakiś zespół, na którym się wzorujecie?
- Nie, kompletnie. Gramy różną muzykę i każdy słucha różnej muzyki. Całą muzykę, jaką można zapamiętać gra właśnie Wiewiórka. Na następnej płycie będzie właśnie trochę hip-hopu, heavy metalu, a nawet jazzu.

- Trochę nie załapałam tego tekstu "Prącie Pana". Są tam takie tekstowe sprzeczności, z jednej strony trochę bezeceństw, a z drugiej poważne tematy. Co możesz powiedzieć o tym utworze?
- Ogólnie ciężko jest tłumaczyć teksty, działa to tak, że kawałek jest po prostu o wojnie, że ona nie ma sensu, trochę jak tekst w tej piosence. 

- A taki Wasz największy przebój? Truskawka? 
- Ciężko powiedzieć, ale pewnie "Prącie Pana" jest takim utworem, którego ludzie domagają się na koncertach. Więc na chwilę obecną jest ten kawałek, ale jest masa ludzi, którzy kojarzą nas tylko z tej piosenki. 

- Czy do tej wybuchowej mieszanki muzycznej chcielibyście jeszcze coś dołączyć?
- No na pewno, na ostatniej płycie mamy nawet disco, więc kto wie, w którą stronę pójdziemy. 


- Wymarzony zespół czy osoba, z którą chcielibyście zagrać to...?
- Każdy z nas ma swojego muzycznego idola, z którym chciałby zagrać, ale może nie osoba, a miejsce. Na pewno chcielibyśmy zagrać na dużej scenie Przystanku Woodstock.

- Co szykujecie dla fanów w tym nowym roku?
- W najbliższym czasie będziemy wchodzić do studia i nagrywać nową płytę. 

Całemu zespołowi serdecznie dziękuję za rewelacyjny koncert i poświęcony mi czas.
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

Kiedy impra wypada w 6 dzień tygodnia.

Wszyscy pamiętamy jak każdy słuchał Popka i tego jak się bawi w klubie, jak napada na bank i kiedy mianował się królem Albanii. Od walki z Pudzianem słuch po nim zaginął.
Ale dzisiaj nie o nim, od pewnego czasu mamy nowego "szefa" w Internetach. Tworzy już dobre kilka lat, ale przez ostatni rok jego statystki popularności w kraju, a najbardziej wśród młodzieży, poszybowały mocno w górę. Jak zaczęła się jego przygoda przeczytacie w wywiadzie, który znajduje się trochę niżej. 
Oczywiście mowa o tym znanym Cypisku. Gość, jak sam mówi, w wieku ośmiu lat słuchał Liroya i Nagłego Ataku Spawacza i to, co katował w dzieciństwie wpływa na jego obecną twórczość. Mówiąc zupełnie szczerze, gdyby nie mój kolega, prawdopodobnie nie miałabym okazji śledzić jego rosnącej kariery. Od piosenki do piosenki coraz więcej osób go znało i otwarcie się przyznawało, że go słuchają, a tak, są osoby, które się z tym kryją. Jednak kiedy przychodzi impreza i w grę wchodzi alkohol okazuje się, że "6 Dzień Tygodnia" zna dosłownie każdy. Nie mówiąc już o świątecznym przeboju, który rozbrzmiewał częściej niż tradycyjne kolędy i w sumie bardzo dobrze. 
Jeszcze w grudniu dowiedziałam się, że Cypis będzie w Rzeszowie, czyli niedaleko mnie. Była to dla mnie rewelacyjna okazja, żeby spotkać się z Bogiem imprezowiczów, idolem wielu nastolatków. Poza tym byłam bardzo ciekawa, czy ta impreza będzie się czymś różnić od innych. Oczywiście, nie zawiodłam się. Pomimo tego, że wybieram koncerty metalowe, to taka impreza jest obowiązkowym punktem w życiu każdego człowieka, który kocha imprezy. Tego się nie da opisać, to trzeba po prostu przeżyć. 
Jeszcze zanim przejdziemy do tego co tam mi Cypis naopowiadał chciałabym zwrócić uwagę na jedną ważną rzecz. Mój dzisiejszy bohater ma masę przeciwników, którzy go po prostu hejtują za jego twórczość. Być może jest to głos ludzi, którzy trochę mu zazdroszczą, którzy nie widzą jak wygląda obecny świat, których razi niezliczona ilość wulgaryzmów, tego nie wiem. Ale po tej krótkiej rozmowie z nim widziałam, że to jest jego pasja i bardzo to kocha. Nie bluźni, bo to się dobrze sprzeda czy dzieci to kupią, nie, jemu się to po prostu podoba. Mimo krótkiego wywiadu mogę powiedzieć, że go znam i ma moje wparcie, bo uwielbiam artystów z taką pasją. 
Co tam się u niego dzieje, czyli na pytania odpowiadał Cypis.

- Co to za historia z tymi zapożyczonymi podkładami, czy to pomysł na sprawdzone rytmy, czy raczej brak pomysłu na swoje?
- Cypis: To jest bardziej pomysł na sprawdzone rytmy, bo ludzie uwielbiają to, co jest znane. I tyle w temacie. Próbujemy coś sami zrobić na nowo, ale póki co bazujemy na tym co jest w Internecie, co można przerobić. 

- Masz już na koncie kilka hitów, prawie wszystkie są o tym samym, a może jest jakiś utwór, w którym jest zawarta jakaś życiowa mądrość, albo coś prosto z serca?
- Rzeźnik: Wszystkie kawałki są od serca i z pewną mądrością ze względu na to, że młodzież słucha tego co robi. 
- Cypis: Oczywiście są takie kawałki tylko jeszcze nieopublikowane. A póki co, to tylko kawałki o imprezach i alkoholu.

- Swoją popularnością przebiłeś już dość sławny Gang Albanii, czy na początku celowałeś w inną grupę niż gimnazjum? 
- Cypis: Powiem Ci, że w ogóle o tym nie myślałem, bo ja nagrywałem dla siebie, później stało się to modne i ja nie wiedziałem do kogo to dociera. Cała historia z tym nagrywaniem zaczęła się od tego, że kiedyś było coś takiego jak #hot16challenge i wtedy wziąłem bit od Monopolu "Zodiak na melanżu" i ludziom się to spodobało, więc nagrywałem dalej. W ogóle nie zdawałem sobie sprawy z tego, że zacznie mnie słuchać podstawówka.

- Czy faktycznie na co dzień ciągniesz jak odkurzacz, czy tylko o tym śpiewasz?
- Cypis: Nie no, jakbym tak na co dzień ciągnął to pewnie bym się wykończył, nie ma nawet takiej opcji. Kiedyś się tam swoje robiło, a teraz to już bardziej na spokojnie, ale na pewno nie walimy co koncert, bo się wykończymy. 

- Jak wyglądają takie imprezy z perspektywy artysty, jest dokładnie tak jak mówisz w swoich piosenkach?
- Cypis: No ja już nie jedno widziałem.

- Była już świąteczna piosenka, czy teraz fani dostaną Wielkanocny przebój? 
- Cypis: Ma być jakiś numer na Wielkanoc i na Walentynki. 

Cypis, wielkie dzięki za poświęcony mi czas.
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

poniedziałek, 2 stycznia 2017

RSP Festival - Get Break

Już na początku grudnia fani ciężkiej muzyki, w tym ja, mogli poczuć się jak metal w glanach lub jak ryba w wodzie na Rockendrollowej Scenie Podkarpacia w rzeszowskim klubie Vinyl. 
W ciągu dwóch dni zaprezentowało się piętnaście zespołów, a każdy z nich porwał swoją publikę do szalonego tańca zwanego pogo. 
Pierwszym zespołem, który otworzył całe to wydarzenie była jarosławska formacja Get Break. 
Przyznam się szczerze i bez bicia, że nie mogłam uwierzyć, że tak naprawdę w mojej okolicy znajduje się tak rewelacyjna kapela. Od tego czasu ich dwie płyty, które posiadam mogłabym katować dzień i noc, jednak kiedyś muszę się wyspać.
Jednak moim faworytem ich całej twórczości jest kawałek "Jadę, jadę", czyli wszystko co uwielbiam w muzyce tego gatunku i lekko punkowe brzmienie, jednym słowem kawałek do pogo. 
Przed koncertem dopadłam kapelę, która zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich prostych pytań, które przybliżą Tobie, mój czytelniku, zespół Get Break. Tym razem męczyłam czterech mężczyzn Mirosława, Jarosława, Krzysztofa i Waldemara.

-Na sam początek chcę Wam złożyć życzenia i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Co się u Was zmieniło przez ten czas, oprócz składu.
Mirek: Skład się zmienił całkiem, bo na początku był zupełnie inny. W sumie to tylko ja jestem od początku. Zaczynaliśmy grać w takim klubie garnizonowym w Jarosławiu. Był sprzęt, więc zaczęliśmy sobie pogrywać z kolegami, ale bardzo szybko się skład wykruszył, bo po pół roku najpierw jeden odszedł, później drugi, potem ktoś tam dołączył. Jeden, drugi, trzeci i jako trio graliśmy przez 10 lat. Później jeden chłopak do Anglii, drugi się pochorował i znowu skład się zmienił. Przyszedł Jarek do zespołu, z którym gdzieś tam grałem. Muzyka też się zmieniła, graliśmy lżejszą muzykę, bardzie rock'n'rollową, takie pitu pitu, a później zaczęliśmy grać ciężej. Potem Krzysiek dokooptował, bo mieliśmy gitarzystę, który zrezygnował. 
Krzysiek: Ja tam za młodu ich słuchałem z drugiej strony bramki jako fan, a po paru latach taka propozycja, czy bym nie chciał do nich dołączyć. 
Jarek: Pamiętam, jak chodził nam po wino.
Krzysiek: Dla mnie to było takie nobilitujące, bo dla mnie to tacy lokalni idole, a sześć lat temu propozycja współpracy.
Mirek: A później dołączył do nas Waldemar, bo nasz pierwszy perkusista zrezygnował, później przyszedł kolejny, który później się ożenił i miał dziecko, nie mógł grać, Przyszedł trzeci. Ciągle problem z perkusistami, bo oni ciągle przy tych garach, przy garach w kuchni, no ile można? Waldemar jest z nami już 2 i pół roku i jeszcze nawet nie zna numerów, przynajmniej niektórych. 

- Pochodzicie z Jarosławia, ogólnie uważa się, że to miasto jest zdominowane przez osoby starsze. Przy założeniu zespołu nie lepiej byłoby dostosować się do miasta i zostać już kapelą ludową albo już folk metalową?
Jarek: Generalnie każdy z nas słucha trochę innej muzyki, ale gramy to, co lubimy i nie ma takiej opcji, żebyśmy się umówili, że od jutra gramy folk metal. Nie ma opcji, żebyśmy się zmienili pod kątem rynku, to taka nasza definicja.
Mirek: Nie było u nas radykalnej zmiany, to była cały czas muzyka rockowa, są elementy wzięte z metalu czy popu, to taka kompilacja, my nie ustalamy, że gramy to i to, gramy to, co chcemy.
Krzysiek: A ja tam staram się przemycać chłopakom tego diabła. 

- Na scenie wydajecie się mega skromni, jak na przykład w piosence "Festiwale", to tak trochę o Was?
Mirek: Wiesz, trochę tak. "Festiwale" to trochę takie szyderstwo, wiadomo co się dookoła dzieje i wszyscy chcą być jacyś, a my się śmiejemy. Niby ja piszę teksty, a to takie szyderstwo z tego co się wokoło dzieje. Dużo jest takich tekstów, które nie są do końca poważne, gdzieś jest ta nuta autoironii, sami z siebie się też śmiejemy. To też jest gra słów, nie musi zawsze o coś chodzić. Fajnie i śmiesznie się śpiewa, są śmieszne sformułowania, czasem mi się coś tam śmiesznego ulęgnie w głowie, więc to napiszę.

- Jak czujecie się w coverach?
Mirek: Kiepsko się czujemy w coverach, a mamy ich kilka. Bardzo mało gramy coverów.
Krzysiek: Próbujemy stworzyć własny materiał, bo po co komuś zabierać. 
Jarek: Mieliśmy kiedyś takie podejście, że robimy cover na płytę, czyli dla zasady, że coś jest dla zabawy i z oddechem. Teraz staramy się każdy cover zagrać ze swoim pomysłem, nie tak samo jak jest w oryginale, bo zagrać cover nuta w nutę to nie jest żadna sztuka. No niestety druga strona medalu jest taka, że covery się fajnie sprzedają. Na każdej imprezie masowej, jeśli wylecisz z coverem to ludzie lepiej się bawią.
- Jakie macie takie zespołowe marzenia?
Mirek: Zostać gwiazdą Hollywood! Oczywiście żartujemy, a nasze marzenia są takie, żeby udało się czasem załatwić więcej grania, bo my nie musimy się z tego utrzymywać, bo każdy z nas ma pracę. Tylko, żeby udało się zagrać tam, czy siam, a nie zawsze jest łatwe do załatwienia.
Jarek: Fajnie by było zagrać taki koncert dla 40 tysięcy ludzi. 

Panom z zespołu Get Break dziękuję za poświęcony czas i bardzo miłą atmosferę. Widzimy się na kolejnych Waszych koncertach!
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)