sobota, 29 października 2016

Sobotnia impreza

Kiedy po całym męczącym tygodniu w szkole czy w pracy czekasz na ten upragniony weekend przychodzi ona. Bezlitosna w swojej prostocie, namawiająca Cię do różnych używek sobota. Jednym kojarzy się z relaksem u boku drugiej osoby, drugim zaś z męczącym kacem drugiego dnia. 
Właśnie wróciłam z typowej wiejskiej imprezy i postanowiłam chociaż raz trzeźwym okiem popatrzeć co tam się dzieje. Oczywiście nie mogę wszystkich zaszufladkować, mówiąc o nich "banda debili", ale w większości tak jest. Od razu przypominają mi się historie mojego dziadka o tym, jak będąc młodym chłopcem obracał panienki i bił wszystkich, którzy tylko krzywo na niego spojrzeli. Niedużo się zmieniło.
Kluby typu disco to wylęgarnia typowych, znanych nam z memów Sebixów i Karyn. Wszystko tonie w kiczu i tandecie, a dziewczyny chcąc być oryginalne zdecydowanie przesadzają ze swoim wyglądem, ale kim ja jestem, żeby wypowiadać się w sprawach mody, skoro za nią nie podążam.
Głównym powodem tego całego zbiegowiska jest wódka, piwo, drinki, które są kluczowym elementem, żeby przetrwać te kilka godzin disco polo i kiepskich remixów. Obecność na wszystkich wiejskich imprezach jest oczywiście obowiązkowa, a brak Twojej osoby jest później traktowana jako dziwactwo. Jest kilka typów osób, które możemy wyłowić z tłumu. 
Weekendowi alkoholicy, których można spotkać przy wodopoju, a w połowie imprezy znajdziemy ich nieprzytomnych w toalecie. 
Typowe dresy, stojące gdzieś pod ścianą, z butelką piwa. Cechy charakterystyczne to czapka z daszkiem, kołczan prawilności, obowiązkowo szare dresy z krokiem na poziomie kolan i różne dodatki z nazwą jakiejś dość znanej marki. 
Łatwe laski, tańczące z drinkiem, w krótkiej sukience i w szpilkach, w których nie potrafią chodzić nie mówiąc już o utrzymaniu równowagi. Jeśli jakaś przypadkowa dziewczyna, klei się do kilku facetów naraz to wiesz już z jakim typem masz do czynienia.
Ciche myszki, siedzące w kącie, nikomu nie przeszkadzają. Typowe obserwatorki, które nie postawią swojej nogi na parkiecie, nie mówiąc o wizycie w barze.
Na koniec, cwaniacy, typowi samce alfa ze swoimi giermkami wyruszają na łowy, a ich cel to szybki, niezobowiązujący romans z jakąś pijaną dziewczyną. Gardzą wszystkimi dookoła i uważają się za ideał, taki narcyz.
Jednak ciągle ludzie przychodzą na takie zabawy, jedni ze względu na atmosferę i znajomych, drudzy dobrze się bawią przy disco polo, trzeci chcą się po prostu zalać w trupa. Jeden z moich znajomych idealnie określił całą bandę, mówiąc, że "za osiem złotych masz dobrą atmosferę, fajną muzykę, a później MMA".
Podsumowując, jest to dobry sposób na szybki podryw, ale trzeźwym lepiej tam nie przychodzić.
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)

piątek, 28 października 2016

Cudownych ... mam!

Każdy z nas posiada kilka osób w życiu, które niezwykle ceni, bez których nie wyobraża sobie życia, za które oddałby wszystko, po prostu są najważniejsze. Są to oczywiście rodzice, druga, bliska nam osoba, ale jest jeszcze jedna grupa. W mojej krótkiej egzystencji była ich czwórka, z czasem ta liczba się zmniejszała aż do dwóch osób. Teraz strasznie żałuję, że nie poświęciłam im więcej czasu, a teraz już ich z nami nie ma. Najcudowniejsza babcia i kochany dziadek są takim moim motorem do działania i prawdopodobnie bez nich nie byłabym w tym miejscu, w którym akurat jestem. 
Są takimi drugimi rodzicami, tylko nigdy nie podniosą na Ciebie głosu, akceptują i popierają wszystkie twoje pomysły i jak tylko mogą pomogą Ci w realizacji marzeń. Zawdzięczam im naprawdę wiele i z tego miejsca chciałabym im za wszystko podziękować i przede wszystkim życzyć zdrowia. Zapewne każdy z Was chciałby zrobić tak samo.
Ciekawa jestem, czy ktoś z Was wyobrażał sobie dobrą imprezę z udziałem staruszków. Jeśli nie to śpieszę Wam z odpowiedzią. Poznański muzyk Michael Bear lata temu, a konkretnie 3 wiosny temu stworzył wizualizację dobrego melo w wykonaniu dziadków. "Balkan Party" w kraju stał się niemałym hitem, sama katowałam ten utwór przez dłuższy czas. Młodzi duchem na oko siedemdziesięciolatkowie piją na umór, palą zioło, grają na konsoli, przebierają się za żółwie ninja, a przede wszystkim dobrze się bawią. Kto im zabroni? To, że są niewiele starsi nie oznacza, że muszą siedzieć w domu przed telewizorem, a po Teleekspressie pójść spać. Jestem pewna, że gdyby zdrowie im na to pozwoliło nie raz mogliby pójść na dobrą imprezę, trochę poszaleć jak kilka lat temu i poczuć się znowu jak za młodu. 
Ciekawe, czy moi dziadkowie chcieliby się zabrać ze mną na koncert, oczywiście bardzo spokojny, bo nie puszczę ich w pogo. 
Czym byłby świat bez nich? Niczym.
Zapraszam do przeczytania innych moich postów. :)

wtorek, 18 października 2016

Dziabnięty Bimbrem cz.2

Cieszanów ciąg dalszy. Jeśli za rok będzie tak dobry skład, to ja śpię pod sceną i nawet się nie ruszam.
Dzisiaj druga kapela, którą pomęczyłam swoimi pytaniami i ogólnie zabrałam im trochę czasu. Goście pochodzą z Bielska-Białej, na scenie dają z siebie dwieście procent, jak nie więcej, ludzie ich uwielbiają i bardzo często witają hasłem "wypier**lać". Każdy zespół marzy o takim gorącym przywitaniu. Co za miłość!
Lej Mi Pół, największa moja zagadka. Teksty nie należą do górnolotnych, a nawet są głupkowate, ale to tylko taka maska. Jeśli myślicie, że oni faktycznie tacy są, to jesteście w wielkim błędzie. Zaskoczyli mnie swoją inteligencją i wysublimowanym humorem. Chciałabym kiedyś z nimi przeżyć jakąś dobrą imprezę, po której obudzę się na Ukrainie.
Wiedzą jak to jest dostać prętem po jajach, smakosze bimbru, gustują w siostrach, bazgrali kiedyś po ścianach i ich największym dziełem były cycki, uwielbiają kebaby, czyli narodowe danie perkusisty. Najprawdopodobniej odwiedzili dziewczyny z Tajlandii i przeżyli nie jedną przygodę z najróżniejszymi tabletkami. Ogólnie ostra mieszanka wybuchowa, koniecznie musicie wpaść na ich koncert, zaliczyć pogo i pośpiewać razem z nimi. Gwarantowane niezapomniane wrażenia!
Na kilka pytań odpowiadał mi nie najbardziej urodziwy facet, głos zespołu, czyli Maślak.

- Dlaczego tak się ograniczacie w nazwie zespołu, nie lepiej po prostu "Lej Mi Wszystko" albo " Nie Lej mi nic"?
- To się wzięło z improwizacji. Ktoś kiedyś rzucił takim tekstem na imprezie, śmialiśmy się jak debile z tego hasła przez co najmniej pół roku i dwa lata później założyliśmy zespół. Uznaliśmy, że to było prorocze, ale to nie ma żadnej głębi, nie ma żadnej idei. Ale picie mniej jest zawsze lepsze dla ciała i ducha.

- Co jest Waszą muzą, oprócz alkoholu?
- Skąd wiedziałaś, że alkohol? (śmiech) Oprócz alkoholu, nie ma inspiracji. Nawet nie słuchamy żadnej muzyki konkretnie. Znaczy, coś tam słuchamy, ale to nie przekłada się na to, co gramy, albo może się przekłada. Nie skupiamy się na tym tylko tak sobie gramy. 

- A macie jakieś inspiracje, bo fani twierdzą, że mocno zalatuje od Was Big Cycem.
- Wiesz co, nasi fani są ogólnie naprani jeśli coś mówią albo piszą w Internecie, więc nie ma się tym co sugerować. Natomiast nie ma się tym bardziej sugerować tym, co ja mówię, bo też wypiłem dwa piwa. Big Cycem raczej nie, chociaż tak to wychodzi. Niektórzy mówili, że gramy oi punka, nie wiedzieliśmy co to jest, dopóki nie dostaliśmy w ryja od skinheadów, to wtedy się dowiedzieliśmy. Niektórzy mówią, że gramy kalifornijski punk, ale my nie wiemy co to jest. Nie no, śmieję się, wiemy. Taką muzykę, jak my gramy słuchało się w latach 90. prosta muzyka, bez przejść, bez solówek, zwrotka, refren, zwrotka, refren i następna. Takie proste lata 90.

- A taka wymarzona współpraca?
- Wiesz co, graliśmy dużo koncertów, nie mamy czegoś takiego. Mamy sporo koncertów, które zagraliśmy z takimi zespołami jak TPN 25 czy Kabanos i wiele innych, które jak nie wymienię to się obrażą, więc nie chcę wymieniać, ale to było już wymarzone, żeby z nimi grać. Nie mamy takich celów, żeby z kimś tam zagrać jak na przykład z Dawidem Podsiadło, ale jeśli chciałby z nami zagrać to nie ma problemu. 

- Czy twórczość jakiegoś zespołu, artysty wpłynęła na Was tak jak uderzenie prętem po jajach?
Wiesz, to są wszystko prawdziwe historie, tylko one się nie wydarzyły. Chyba nie było takiego zespoły, ogólnie wpływają takie rzeczy, które nie mają nic wspólnego z muzyką. Akurat "Prętem po jajach" jest z jakiegoś dowcipu.
Wpada Hans do obozu i jest akurat Wielkanoc i mówi:
-Dzisiaj dostaniecie po jajku...
-Hurrra!
-...prętem
Właśnie stąd wzięła się ta piosenka i nie jest związana z twórczością zespołu, wzięła się z jajec.

- Myślę, że Politechnika jest trochę przesadzona, skąd taka wiedza na jej temat?
- No pewnie, że nie, nikt z nas nie był na Politechnice. Zdarzyło się spotkać na mieście dziewczyny z rosyjskiej wymiany. Ale to było dawno, lata 90. więc nie możesz tego pamiętać. (śmiech)

- Kilka dni temu pytałam się o to Nocnego Kochanka, więc zapytam także Was. Dostaliście kiedyś stanikiem w twarz?
- Jedeniewyobrażalnomilion. Nie no, śmieję się, nie wiem. To dobre pytanie, trzeba je kiedyś policzyć, ale trzeba było się zapytać ilu chłopów rzuciło nam majty. O staniki to łatwo pytać, bo to łatwo policzyć.

- Na sam koniec wytłumaczysz mi może tekst, że z Waszych koncertów można wynieść rzeżączkę lub raka wyobraźni?

- Może zacznijmy od tego pierwszego, od rzeżączki. No cóż to dużo mówić. To kiedyś kolega napisał w wywiadzie, ale to nie chodzi o rzeżączkę wiadomo którą. Ale dlaczego on tak napisał, to jego trzeba się zapytać. Prawdopodobnie chodziło o to, że wynosi się awersję do uczuć ponad naturalnych. Jest coś takiego? To jest tak głębokie, że nikt nie potrafi tego wytłumaczyć. A rak wyobraźni to wiadomo, pochodzi od tego, że niszczymy wyobraźnię swoimi piosenkami. 

Panom z Lej Mi Pół serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas, za tak miłe przyjęcie i za ogromną dziennikarską pomoc. Grajcie jak najdłużej!
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

piątek, 14 października 2016

Dziabnięty Bimbrem cz.1

Powróćmy wspomnieniami na chwilę do Cieszanowa. W tym roku Rock Festiwal wyjątkowo się udał, pod każdym względem. Już z niecierpliwością czekam na kolejną edycję. 
W przeddzień całej imprezy udało mi się przeprowadzić wywiad z wyjątkowym zespołem. Nie dość, że każdy z tej piątki jest bardzo przystojny i zasługuje na mocne  9/10, to w dodatku grają rewelacyjnie, a na ich koncertach nie można się nudzić. Szczerze to już dawno nie byłam tak podekscytowana wywiadem, nie mówiąc już o koncercie. 
Panie i Panowie, Nocny Kochanek! Jeśli kiedykolwiek słyszeliście, że ktoś szukał Andżeja, to właśnie przez moich dzisiejszych bohaterów. 
Goście, którzy jako pierwsi na polskiej scenie docenili osoby leworęczne, stworzyli swoją idealną szkołę, niestety tylko w utworze, skrytykowali dziewczyny o nadmiernym owłosieniu, docenili ten jedyny dzień w tygodniu, na który każdy z nas czeka i ten upragniony okres każdego ucznia. Po prostu Hewi Metal Pany!
Ten, kto jeszcze o nich nie słyszał powinien najpierw dostać porządnego liścia w twarz, a później jak najszybciej nadrobić zaległości.
Przez te kilkadziesiąt minut trochę ich pomęczyłam, a na pytania odpowiadał mi cały Nocny Kochanek w składzie: Krzysiek Sokołowski, Arek Cieśla, Robert Kazanowski, Artur Pochwała i Tomek Nachyła. 

- Gdybyście mieli się porównać do jakiegoś zespołu, to czy byłby to amerykański Steel Panther?
- Krzysiek: Happysad! Gdybyśmy mieli się porównać, to ciężko jest określić jeden zespół. Na pewno ja bym się skojarzył z Iron Maiden ze względu na jakąś tam sferę muzyczną. 
- Arek: To zależy czy porównujemy się muzycznie czy lirycznie.
- Artur: Powiem tak, jesteśmy oryginalni!
- Krzysiek: Jeśli chodzi o sferę muzyczną to wielu kojarzy sobie wspomniane Iron Maiden, Judas Priest albo Bon Jovi (śmiech). W każdym razie coś na pewno ciężkiego. Natomiast jeśli chodzi o sferę liryczną to pojawiają się takie skojarzenia jak Steel Panther, tak jak powiedziałaś, Tenacious D, a może i Big Cyc. Nie no, ciężko jest się porównać do jednego zespołu.
- Arek: Tacy metalowi Figo Fagot.
- Krzysiek: No właśnie!

- Jak wspominacie przygodę z Kapitanem Bombą i "Minerałem Fiutta"? Można powiedzieć, że to dzięki Bartkowi powstał Nocny Kochanek?
- Krzysiek: Tomek wczoraj oglądał pierwszy raz.
- Arek: Nocny Kochanek powstał trochę wcześniej, bo był w serialu, ale rzeczywiście przy jego filmowej wersji wyszedł na świat "Minerał Fiutta".
- Krzysiek: Artur kiedyś złapał kontakt z Bartkiem Walaszkiem i on zaproponował, żeby nasza muzyka pojawiła się w jego kreskówkach, jeszcze z Night Mistress. No, zgodziliśmy się!
- Arek: A potem zaproponował nam autorski kawałek do filmu pełnometrażowego.
- Krzysiek: Razem z Piotrkiem Połaciem, czyli pierwszym, albo drugim, jak kto woli z Braci Figo Fagot napisali tekst do Minerału Fiutta, pamiętajcie o podwójnym "t", bez bezeceństw i  zrobiliśmy muzykę, wszystko poszło dość szybko i sprawnie. Właściwie chyba pierwszy raz zrobiliśmy odwrotnie, że najpierw był tekst, a później zrobiliśmy do tego kawałek, zazwyczaj jest odwrotnie. Ale jeśli chodzi o sam Minerał, bo jak zwykle odbiegamy od tematu jak zazwyczaj robi to nasz wokalista. Jeśli chodzi o taką wersję skróconą i bezpośrednią to miło wspominamy.

-  Nie macie czasem takiego wrażenia, że Wasze utwory są lekko przesadzone? Mam na myśli Łukasza Kruczka.
- Krzysiek: Ale zaraz, chłopina kiepsko skakał, a my go wychwalamy w utworze, to nie jest przesada. 
- Arek: Stawiamy mu pomnik!
- Artur: Cytując Kazona "Dzięki nam miał swoje pięć minut".
- Krzysiek: Ale dobrym był skoczkiem? No średnim.
- Arek: Ale trenerem był dobrym. 
- Krzysiek: Każdy myśli, że my się nabijamy z chłopa, nie, niech ma swoje miejsce. Mało tego, ja jakiś czas temu wchodziłem na Wikipedię i czytałem o tym Kruczku i w Wikipedii napisali, że my o nim śpiewamy. Ale poczekaj, pytanie było czy przesadzamy. Tak, ale z Łukasza się nie śmiejemy. 
- Kazon: Żaden z tych tekstów nie powstał tak sam z siebie, to życie pisze teksty.
- Krzysiek: To mi się kojarzy, jak w Internecie był filmik, jak dzik wybiegł z morza. Bartek Walaszek udostępnił to na swoim facebooku i podpisał " I po raz kolejny życie napisało scenariusz do Blok Ekipy". 

- Jak myślicie, czyja lub czego jest to zasługa, że tak lgną do Was dziewczyny?
- Kazon: To znaczy ja myślę... Do mnie nie lgną 
(właśnie w tym momencie cały zespół wybuchł śmiechem :D) 
- Arek: My po prostu jesteśmy piękni, co tu dużo mówić.
- Krzysiek: Zaskoczyłaś nas tym pytaniem i teraz musimy udawać, że jesteśmy skromni. Wydaje mi się, że lgną za mało.
- Arek: Ja też tego nie odczuwam. 
- Krzysiek: Znaczy, żeby nie było, że jesteśmy jacyś ograniczeni, bo chłopaków tez lubimy i też chcemy, żeby przychodzili na koncerty, ale zauważyliśmy inną tendencję. Co się rzadko zdarza w muzyce heavy metalowej, że bardzo dużo dziewczyn przychodzi na te koncerty i nie wiemy skąd to się bierze. Podejrzewamy, znając naturę dziewczyn, że chodzi o teksty, na przykład o owłosieniu czy o miłości. 
- Arek: Tak, ostatnio myślałem, że wyglądamy jak taki metalowy boysband.
- Artur: Prawda jest taka, że mamy polskiego Justina Biebera w zespole.
- Krzysiek: Tak, Kazon.

- To pochwalcie się, ile staników już złapaliście na koncertach?
- Arek: A ze cztery były. Ale były jeszcze osrane majtki i to kobiece.
- Krzysiek: Ale to jest autentyk.
- Arek: Tylko nie zauważyliśmy na początku i Krzysiu wsadził sobie te gacie w majtki. 
- Krzysiek: Ja myślałem, że to jest jakiś tam wzorek. Później dziewczyna się tłumaczyła "słuchajcie chłopaki, jak Was zobaczyłam to się posrałam ze szczęścia".
- Kazon: A może one były czyste jak wsadzałeś je w swoje gacie?
- Krzysiek: A mogły być czyste.
- Arek: To by była trochę podejrzana sprawa, bo Ty je z przodu wsadziłeś. 
- Krzysiek: A tak na serio to nie liczymy tego. Ale możemy powiedzieć, że raz dostaliśmy stanik i jak dołączył do nas Tomek to mu pokazaliśmy ten stanik. Kobieta, miała cycki większe niż Artur głowę, a Artur ma największą głowę w zespole. W sensie głowę, nie główkę. W każdym razie, my do dzisiaj wspominamy tę laskę od tego stanika i to nie były takie najfajniejsze cycki jakie widzieliśmy w życiu. Ale stanik robił wrażenie. 

- Po występie w serialu Korpo jako Agrochuje nie myśleliście, żeby założyć swój kanał z takimi różnymi śmieszkami?
- Tomek: Ja mam dużo pomysłów.
- Arek: Jeśli chodzi o Agrochuje to nie był nasz pomysł, a reżysera Korpo. A jeśli chodzi o kanał to myślimy o tym, bo to jest podobno modne teraz.
- Kazon: Tomek będzie komponował "Gotuj z Kochankiem". Każdy z nas jest miłośnikiem jakiś tam potraw i alkoholi.
- Krzysiek: Tak, będzie gotował alkohole.

- Myślicie, że właśnie w Cieszanowie znajdziecie Andżeja?
- Artur: Nie.

- Arek: Jak go znajdziemy to nie będziemy mieli po co grać.
- Krzysiek: To jest tak samo jak z tym króliczkiem, którego trzeba gonić, a nie wolno go złapać. Tak samo jest z Andżejem i mam nadzieję, że nam się nigdy nie ujawni. Szukaliśmy w całym kraju. Nie da się chłopina złapać. 

Ogromnie dziękuję chłopakom za poświęcony mi czas, przemiłą atmosferę i wyczerpujące odpowiedzi. Grajcie dalej i nawet nie ważcie się przestać!
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

niedziela, 9 października 2016

Magiczne lata 60.

Każdy lubi sobie usiąść w takie jesienne wieczory z herbatką lub czymś mocniejszym i powspominać stare czasy, tak też zrobiłyśmy z moją rodzicielką. Ja z racji wieku mogę sobie powspominać najwyżej podstawówkę albo czasy przedszkolne, ale moja mama ma już w tym temacie więcej do powiedzenia. 
Wybrałam sobie dekadę, której nikt z dwójki moich życiodawców nie pamięta, bo nawet nie było ich w planach moich dziadków. Jak zwykle trzy przeboje przedstawione poniżej cały czas można usłyszeć w dobrej stacji radiowej. 
Za każdym z trzech panów, którym poświęcę kilka zdań szalały kobiety w różnym wieku. Porównywać ich do kogokolwiek z obecnej sceny jest grzechem. Nie jeden stanik i nie jedne reformy na swoich występach złapał kanadyjski wokalista, o nieprzeciętnej urodzie Paul Anka. Jedną z pierwszych piosenek jakie nagrał była właśnie "Diana". Jak wszystko w tamtych czasach i ten utwór jest o miłości, tylko szkoda, że nieszczęśliwej. Nasz pierwszy bohater, szesnastoletni Paul zakochał się w starszej od siebie tytułowej Dianie, który była jego opiekunką. To trochę smutne, że kilkanaście lat temu różnica trzech lat w związku to była taka ogromna przeszkoda. Ale te czasy się zmieniają! Jednak gość ma głęboko gdzieś co inni sobie pomyślą i pewnie dalej ją będzie nachodził. Ciekawe co się stało, gdy opiekunka straciła pracę. Pewnie gdyby Paul napisał ten kawałek w dzisiejszych czasach, po utracie roboty jego ukochanej, mógłby golić sobie żyły, czy wyjść z domu na Magika. Jak widać ludzie w latach 60. byli nieco bardziej ogarnięci niż teraz, a Pan Anka żyje sobie spokojnie i ma się dobrze.
Mój następny bohater również żyje i ma się dobrze, a jest nim amerykański wokalista żydowskiego pochodzenia Neil Sedaka, który przeżywał swoje pierwsze rozterki miłosne gdy był w moim wieku. Również w latach, gdy stał się dorosłym mężczyzną, przynajmniej w dowodzie, zaprezentował światu kawałek "Oh Carol". Gość, jak widać na nagraniu potrafił wyrywać dupeczki hipnotyzującym spojrzeniem. Nie jeden z facetów dałby się pokroić za taką umiejętność! Co z tego, jak talentów jest masa, a kobieta, którą kocha go nie chce. Kolejna piosenka o nieszczęśliwej miłości, gdzie kobieta traktuje biednego Neila jak powietrze, nie mówiąc brzydko, śmiecia, ale on też nie jest bez winy. Śpiewając taką piosenkę miłości swojego życia potwornie gra na emocjach kobiety. Postawmy się w sytuacji kobiety. Przychodzi do Ciebie gość i mówi "jeśli mnie opuścisz, umrę". Kobieta zmięknie i koniec, po jakiejkolwiek prawdziwej miłości. Podsumowując chora sytuacja z obydwu stron, powinni się delikatnie mówiąc leczyć. 
Na koniec facet, o którym nie możemy powiedzieć, że ma się dobrze, bo po prostu nie żyje, od ponad roku. Amerykanin z krwi i kości Ben E. King zostawił po sobie piosenkę, która jest swoistym wyznaniem miłości, czyli "Stand By Me". Na szczęście kończymy pozytywnym akcentem. Jako dwudziestoczteroletni mężczyzna był już nieco bardziej doświadczony niż jego poprzednicy, o których przeczytałeś/łaś wcześniej. Nareszcie znalazł miłość swojego życia i zamierza być z nią na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, przy apokalipsie zombie czy przy wybraniu Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Która z nas, dziewczyny, nie marzy o takiej miłości? Ciekawostką jest, że trzeci wers drugiej zwrotki to fragment psalmu. "Albo góry miałyby wpaść do morza" idealnie określa wielkie uczucie jakie jest pomiędzy tymi młodymi ludźmi. Krótko mówiąc, coś pięknego!
Tak oto kończy się moje małe podsumowanie lat 60. Wszystkie powyższe utwory znajdują się na jednej ze składanek "Evergreen Melodies", którą to znalazłam, gdy kurzyła się na półce. 
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

czwartek, 6 października 2016

Tylko jeden temat: Marysia

"Marysieńko" - uwielbiam jak tak ktoś do mnie mówi. To imię jest dość popularne w kraju, a w szczególności jest nadawane dziewczynom jako drugie imię. Sama jestem jego szczęśliwą posiadaczką i jestem z tego niezwykle dumna. Jednak nie będę się rozpisywać tylko o tym jak kto się nazywa, ale też o niechlubnej nazwie jednego z narkotyków. Nie będę się bawić w moralizatora, bo każdy ma swój rozum i wątpię, żeby ktoś posłuchał się jakiejś tam Moniki z internetów. Narkotyki są złe i jeśli myślisz, że jeden raz nie zaszkodzi i jesteś w stanie zerwać z nałogiem od tak, to muszę Cię rozczarować, ale jesteś w błędzie. 

Zacznijmy od tej przyjemniejszej części, czyli od imienia Maria, a raczej od piosenki, której tytuł odnosi się do mnie. Nie, nie chodzi mi o utożsamianie się z jakąś świętą, bo jestem ateistką, a raczej o moje kolejne imiona. Patrząc na wiek moich czytelników niewielu z Was będzie kojarzyć niemiecką piosenkarkę euro disco i pop Sandrę. Uznawana za najładniejszą kobietę w latach 80. wypuściła kawałek "Maria Magdalena", który jest błaganiem napalonej dwudziestolatki. Większość piosenek jest o wiele lepszych, kiedy nie wiesz o czym one są. Cały euro pop skupiał się na miłości tej duchowej jak i cielesnej, więc w tym przypadku nie jest inaczej. Cała impreza ma miejsce prawdopodobnie na jakiejś scenie, gdzie w tle zauważamy pozostałości po marnym przedstawieniu szkolnym, a zespół ma do dyspozycji tylko trzy kamery, co w tamtych czasach było uznawane za bogactwo. Od samej wokalistki bardziej ekspresyjny jest gość stojący tuż za nią, który ukradł Sandrze cztery wersy w refrenie. Nie zmienia to faktu, że gdyby nie on całość byłaby mdła. 

No dobrze, była mowa o naszych zachodnich sąsiadach więc czas przenieść się do Polski. Na tapecie zespół o trochę dłuższym stażu niż powyższa wokalistka, ale przede wszystkim znany każdemu. Warszawski Kult z Kazikiem Staszewskim na czele zaledwie siedem lat temu spłodził płytę Hurra!, a na niej pojawiła się piosenka, którą uwielbiam. "Marysia" czyli czarny sen każdego faceta odwiedzającego klub go-go w Tajlandii. Który z Was, faceci chciałby trafić na taką Grodzką w klubie? No chyba nie ma nikogo takiego. Pozostajemy w temacie miłości, a raczej niepewnej miłości. Są to rozterki młodego mężczyzny, który nie jest pewny płci swojej obecnej partnerki. Ciekawe jakie to jest uczucie, kiedy nie wiesz, czy spotykasz się z Marysią czy Marianem. 

Od teledysku może się trochę zakręcić w głowie i to nie dlatego, że jest tak rewelacyjny chociaż nie można się do niczego przyczepić, bo jest mega pomysłowy, ale dlatego, że kamera specjalnie kołysze się na wszystkie strony, przez co czuję się jak na kiepskim statku. Interpretację całości pozostawiam Wam i mam ogromną nadzieję, że Kazik jeszcze nie raz nas zaskoczy tak jak z ostatnim "Madrytem".

Ostatnią pozycją na mojej liście o temacie imienia Maria jest uzależniająca piosenka tak samo jak
produkt w niej prezentowany. Zostajemy w Polsce i przenosimy się do Krakowa. Kiedy Kult wypuścił swoją Marysię, Ganja Mafia miała plan jak podbić serca gimnazjalistów. Kilka lat później na głośnikach nawet u mnie w szkole leciał kawałek "Pole Marysi". Tak jak sugeruje nam nazwa zespołu i tytuł mamy do czynienia z marihuaną, która będzie się wylewać, a raczej każdy ją będzie kruszyć. A tak w skrócie, całość to definicja dobrej imprezy, alkohol, dziewczynki, zielone. Czego chcieć więcej? Panowie zasługują na oklaski jeśli chodzi o teledysk, chociaż ma już trzy lata to dawno nie widziałam czegoś tak dobrego u grupy hip-hop'owej, a sam humorystyczny początek jest naprawdę fantastyczny. 
Kończymy na narkotykach, można o tym pisać bardzo długo, tylko po co. 
Pozdrowienia dla wszystkich Marysiek!
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)