poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Eternal Fever - De-Effect #projekt365 #2


Dzisiejszy wieczór umili Wam zespół, który już po pierwszych dźwiękach chwycił mnie za serce. Nastawiłam się na, jak to mówią "ostre darcie ryja", a tu proszę, pozytywnie się zaskoczyłam. 
Eternal Fever, czyli łódzka kapela, która z powodzeniem powinna koncertować w całym kraju, a nawet reprezentować łódzką scenę death metalową.
Nie mogę zachwalać każdego zespołu, nikt mi za to nie zapłacił, ale autentycznie szczęka mi opadła i nie ma tutaj mowy o jakiś większych niedociągnięciach. 
Krążek "De-Effect" będzie ładnie prezentował się na mojej półce obok Slayer'a, Metalliki i Machine Head. Dlaczego tam? Delikatna inspiracja jest słyszalna, ale nie można mówić o totalnym zżynaniu jak to jest w przypadku innych zespołów, ale o tym innym razem. Wyjątkiem jest jeden utwór...
No właśnie, pięć kawałków na płycie, myślę sobie, że szybko pójdzie. No nie było tak łatwo, zwłaszcza przy dwóch moich faworytach, a jest to jeden utwór rozpoczynający album, a drugi kończący. Zatrzymałam się przy nich, bo "Land Of Welfare" zachwycił mnie całą tą otoczką muzyczną. Gitara i perkusja to istne złoto, co nie oznacza, że wokal jest zły, wręcz przeciwnie. 
No i kawałek "Piwo", który aż za bardzo przypomina "Enter Sandman" i może dlatego stał się moim ulubionym. Poza tym bardzo się cieszę, kiedy kapela tworząca teksty w obcym języku dodaje taki polski smaczek w postaci jednego utworu w rodzimym języku. 
Po ponownym przesłuchaniu i jeszcze jednym stwierdzam, że kurde, nie ma tutaj złego kawałka. Każdy zasługuje na wyróżnienie. Ostre i melodyjne "420", pogujące "A-Whore" i przydługie, ale wcale nienudzące "Of Death...And New Beginnings".
Oprócz muzyki, na wyróżnienie zasługuje również okładka płyty, która nie dość, że jest urocza, jak na metal, to w dodatku idealnie obrazuje to, co możemy znaleźć w środku. Gdybym była facetam, to właśnie w takich okolicznościach chciałabym posłuchać kapeli z Łodzi.  
Zazwyczaj jest tak, że taką muzykę ciężko się słucha, a tutaj wręcz przeciwnie. Nigdy tak przyjemnie nie słuchało mi się death/trash metalu, stąd ta wysoka ocena 8/10. Panowie sobie na nią ewidentnie zasłużyli. Pełen szacunek dla nich i już nie mogę się doczekać koncertu, kiedy w końcu wyszaleję się pod sceną. 
Zapraszam do przeczytania innych postów. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz